fbpx
Ładowanie strony
Logotyp magazynu Mały Format

Darek Foks

poeta, prozaik, scenarzysta. Studiował scenariopisarstwo oraz organizację produkcji filmowej i telewizyjnej w Szkole Filmowej w Łodzi. W ostatnich latach opublikował „Wołyń Bourne’a" (2016) „Café Spitfire" (2018) i „Ludzi kultury" (2019). Laureat Nagrody TVP Kultura za książkę „Co robi łączniczka" (wspólnie ze Zbigniewem Liberą, 2006). Nominowany do Paszportu Polityki (2000, 2004), Nagrody Literackiej Gdynia (2006, 2013, 2014), Nagrody Literackiej Nike (2014) i Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius (2011, 2013, 2017), którą otrzymał za całokształt twórczości w 2014 roku. Przygotowuje książkę „Być jak Robert Bresson. Unieruchomienie i wyciszenie historii w kinie minimalistycznym" i film „Zrzut".

Darku, wydałeś jakiś czas temu antologię polskich wierszy filmowych pt. „Zawrót głowy”. Na początek tej pogawędki – która dotyczyć będzie, najogólniej mówiąc, związków literatury, filmu i tak zwanego życia – chciałbym cię spytać: jaki zamysł stoi za tą antologią? Jaką opowieść o filmie i poezji chciałeś w niej przedstawić?

Kiedy prace nad antologią były już mocno zaawansowane, czyli był już spis wierszy, dowiedziałem się, że powstaje antologia polskiej poezji awangardowej pod redakcją Joanny Orskiej i Andrzeja Sosnowskiego. Wpadłem w panikę, bo tak na pierwszy rzut oka wyszło mi, że co najmniej połowa nazwisk i wierszy będzie się w tych antologiach powtarzać, a obie te dość obszerne książki ukazać się miały prawie jednocześnie – wszyscy wiemy, że kino i awangarda kończyły podstawówkę mniej więcej w tym samym czasie. Okazało się jednak, że użyliśmy tylko siedmiu czy ośmiu tych samych wierszy. Jakub Skurtys, który „Zawrót głowy” zauważył i docenił w swoim ubiegłorocznym podsumowaniu roku w poezji w „Małym Formacie”, niedawno opisał obszernie antologię „Awangarda jest rewolucyjna albo nie ma jej wcale” Orskiej i Sosnowskiego w „Odrze”, gdzie przywołał „Zawrót głowy” i poczynił taką uwagę: „Można by nawet powiedzieć, że obie te pozycje są wobec siebie komplementarne”. Bardzo jestem mu za to zdanie wdzięczny, bo dzięki niemu mogę ci spokojnie odpowiedzieć, że moim celem była opowieść o filmie i poezji, która po pierwsze trzyma się kupy, a po drugie wypełnia lukę. We wstępie do antologii dosyć dokładnie opisałem, jak tę lukę próbowano wypełnić przede mną. A tak generalnie – chodziło mi o detaliczną, rzetelną opowieść o poezji i filmie, która ma dramaturgię. Trzech filmowców powiedziało mi po lekturze, że to jest ładnie pomontowane i dramaturgię posiada, co mnie również bardzo ucieszyło.

Chodziło mi o detaliczną, rzetelną opowieść o poezji i filmie, która ma dramaturgię

Czym kierowałeś się przy wyborze tekstów do antologii? Czym jest według ciebie „wiersz filmowy”? „Filmowość” wierszy bywa w końcu w tej książce cokolwiek nieoczywista, a z zamieszczonej na końcu „Zawrotu głowy” noty edytorskiej dowiadujemy się tylko, że „przy wyborze tekstów kierowano się przede wszystkim kryteriami artystycznymi i historycznymi”.

Tutaj moglibyśmy zacząć od tego, że spora część polskich filmów ma poważne problemy z „filmowością” i nie do końca wiadomo, dlaczego poważni filmoznawcy zajmują się nimi w swoich poważnych pracach, ale to temat na inną rozmowę. Wiersz filmowy to wiersz, który ma coś wspólnego z filmem, no i oczywiście z poezją. Przeczytałem wiele wierszy, które spełniały tylko ten pierwszy warunek. Bardzo tego żałuję. Kryteria artystyczne kazały mi wybrać wiersze klasyczne, których w żaden sposób pominąć się nie da, oraz wiersze nowsze, które cenię, lubię i o których wiem, że w ogóle istnieją. W 2001 roku ukazał się szkic do „Zawrotu głowy” w postaci miniantologii „Niewinni kaznodzieje. Filmowy zestaw wierszy poetów polskich urodzonych w latach 1958–1985”, gdzie we wstępie wyraziłem nadzieję na coś znacznie grubszego w przyszłości, więc żeby coś grubszego mogło się w 2018 roku ukazać, musiałem być cierpliwy i czujny podczas wieloletniej lektury bieżącej produkcji poetyckiej, co czasami bardzo bolało, ale generalnie musiało się odbyć, no i daje mi pojęcie o ciężkiej pracy krytycznej wspomnianego już Jakuba Skurtysa. Co do kryteriów historycznych – są takie wydarzenia historyczne, literackie i filmowe, co do których znaczenia nie mamy żadnych wątpliwości i które w takiej antologii muszą zaistnieć, robiąc naturalną dramaturgię. Myślę, że zaistniały i zrobiły.

Ostatni rozdział antologii nosi tytuł „Truman Show. Telewizja, nowe media, film po filmie”. Pierwszy wiersz w tym rozdziale to „Oczy nad miastem” Tadeusza Peipera z pięknym marzeniem o władzy patrzenia: „W szczyt komina fabrycznego, najwyższego / wmyśliłem gniazdo. Zamieszkałem w nim wraz z mymi oczyma”. Myślę sobie, jak utopijnie brzmi ta fraza sto lat po napisaniu. Bo czy można dzisiaj zamieszkać w jakimś gnieździe ze swoimi oczyma? A w każdym razie uwolnić się od natarczywości światoobrazu, gdy za oknem, na ulicy, wyświetlana jest codziennie spektakularna symulacja rzeczywistości? Kilkanaście stron dalej dostajemy wiersz Urszuli Zajączkowskiej, w którym rzeczona symulacja odbywa się w wędrówce przez współczesne Jedwabne za pomocą Google Street View. Te dwa wiersze z różnych czasów, Peipera i Zajączkowskiej, to zresztą przykłady tych „nieoczywiście filmowych” utworów w „Zawrocie głowy”. A co ty myślisz o możliwościach uwalniania obrazów w kinie, szczególnie w epoce „filmu po filmie”? Czy ta praca nie jest przypadkiem jeszcze trudniejsza niż poetyckie „uwalnianie słów”?

Po Debordzie jest równie ciężko ze słowem, jak i z obrazem, ale warto próbować. Na szczęście jako ogół jesteśmy przed Debordem, więc pełną mozołu i zwątpienia pracę twórczą można sobie urozmaicić żmudnymi próbami przeciągnięcia tej lub tamtego z baraku z napisem „Przed Debordem” do baraku z napisem „Po Debordzie”. Jest tyle brzydkich rzeczy do przechwycenia, odwirusowania lub zawirusowania i w konsekwencji unieważnienia, że dla każdego powinno wystarczyć, a przy okazji może z tego wyniknąć coś ciekawego.

Cały ten ostatni rozdział poprzedziłeś intrygującym mottem z Deleuze’a: „Być może kino powinno przestać produkować filmy, a za to wejść w specyficzne relacje ze sztuką wideo, z elektroniką i obrazem cyfrowym, aby wynaleźć jakieś formy oporu i przeciwstawić się telewizualnej funkcji nadzoru i kontroli”. Czy myślisz, że ta Deleuzjańska wieszczba pozostaje w mocy; czy wciąż jest jakąś szansą dla kina? Ujmując sprawę od innej strony: kręcisz na taśmie czy cyfrowo?

Każdy z nas za dnia rejestruje i montuje sobie jeden film, a w nocy drugi. Codziennie, od wschodu do zachodu słońca, i co noc, od zachodu do wschodu. Mamy przejściowe problemy z zapisaniem tych filmów, a może tylko z odszukaniem i odczytaniem plików, ale niektórzy próbują te obrazy utrwalić, choćby ołówkiem na papierze przy użyciu zawirusowanych zdań. Każdy z nas ma swój własny kinematograf. Ktoś kiedyś wpadł na pomysł, żeby nam ten kinematograf ubezwłasnowolnić. Bardzo dobrze mu poszło, ale to nie znaczy, że wiek ekranów nigdy się nie skończy. Prędzej czy później bateryjka się wyczerpie, kłamstwo się skończy i każdy sobie będzie bileterem. A tymczasem kręcę cyfrowo.

Zadaję ci te pytania o awangardowe możliwości współczesnego kina między innymi dlatego, że sam startujesz z filmowym projektem. Trwa zrzutka na twój pełnometrażowy film fabularny pt. „Zrzut”, który chcesz zrealizować jeszcze w tym roku (czy są Państwo z nami? nawołuję do wpłat!). Mógłbyś powiedzieć nieco więcej o tym projekcie? Wyobraź sobie, że jestem rumianym producentem. Albo kostycznym ekspertem Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. O czym to będzie, w kilku zdaniach? Czy film będzie odpowiedni dla młodzieży? Jakie wartości będzie promował?

Problem w tym, że to niezależna produkcja i już na samym początku wykluczyłem udział rumianego producenta i kostycznego eksperta, którzy w tym przypadku są zbędni, bo nic nie wskazuje na to, żeby mieli jakiekolwiek pojęcie o takim kinie, no i zawsze generują koszty, nawet kiedy nic nie robią. Rozmowy z nimi nie miałyby tutaj żadnego sensu. Producent i ekspert to państwo, a w tym projekcie państwo jest tylko bardzo niefajnym bohaterem. Tutaj sens ma ich nieobecność. Parę lat temu wpadł mi do głowy pomysł na film fabularny o rekonstrukcji historycznej. Przez tych parę lat coś tam sobie notowałem, a tymczasem wielka rekonstrukcja historyczna rozlała się na całego między Odrą a Bugiem (część wspomnianych producentów i ekspertów ma się w czym potaplać) i zaczyna już nawet zagrażać krajom ościennym, więc postanowiłem wrócić do tego pomysłu i wyrządzić rekonstrukcji historycznej krzywdę o rozmiarach dorównujących krzywdzie, jaką rekonstrukcja historyczna wyrządziła mnie. Ma to być minimalistyczny czarno-biały film o spektakularnych i zapewne niezwykle barwnych rekonstrukcjach, które będą miały za zadanie uczcić kolejną rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego i przy okazji setną Bitwy Warszawskiej. Wszystko zgodnie z moim ulubionym zdaniem Deborda z jego filmowej wersji „Społeczeństwa spektaklu”: „Świat został już sfilmowany, teraz idzie o to, aby go zmienić” (przeł. Mateusz Kwaterko). Napisałem scenariusz, douczyłem się w Szkole Filmowej w Łodzi, założyłem mikrobudżet, a może nawet nanobudżet, kompletuję obsadę – ostatnio Zbigniew Libera zgodził się wcielić w bardzo ważną rolę Modelarza, którą tylko on może zagrać, bo jest najlepszym modelarzem, jakiego znam – zgromadziłem część sprzętu, mam już wszystkie obiekty zdjęciowe i zachęcam do wsparcia produkcji. Dla wspierających przygotowałem duży wybór upominków, głównie wytworów rąk własnych, czyli książek i fotomontaży. A co do młodzieży, to niech się państwo martwi, bo już gołym okiem widać, że jest się czym martwić i że nawet film o Matce Boskiej Częstochowskiej ze Scarlett Johansson w roli tytułowej i z dwustumilionowym budżetem tutaj nic nie zmieni. Na miejscu państwa zacząłbym raczej od radykalnego wzmocnienia siły uderzeniowej policji.

Producent i ekspert to państwo, a w tym projekcie państwo jest tylko bardzo niefajnym bohaterem. Tutaj sens ma ich nieobecność

Sporo napisano o wątkach filmowych w twojej twórczości literackiej (m.in. Joanna Orska, Anna Kałuża). Jak to wygląda z twojej perspektywy? Jakie widzisz różnice i podobieństwa języka filmowego i literackiego, relacje między słowem i obrazem? „Autor pisze kamerą jak pisarz pisze piórem” – przekonywał w słynnym manifeście awangardowego kina Alexandre Astruc. Jako jednego z tych, którzy zrozumieli, że nowe kino wymaga opracowania nowego języka, przywoływał Roberta Bressona – jak się zdaje, jednego z najważniejszych dla ciebie reżyserów. Twórca „Dam z Lasku Bulońskiego” w swoich „Notatkach o kinematografie” pisał, że w filmie „każde ujęcie jest jak słowo, które samo w sobie nie znaczy nic, a raczej samo w sobie ma tyle znaczeń, że jest bezsensowne. Ale w wierszu słowo się przeobraża, jego znaczenie się uściśla i staje wyjątkowe dzięki umieszczeniu w relacji z innymi otaczającymi je słowami. W ten sposób ujęciu filmowemu znaczenie nadaje jego kontekst. Każde nowe ujęcie zmienia znaczenie wszystkich poprzednich, aż do chwili gdy wraz z ostatnim kadrem powstaje znaczenie totalne, nie dające się sparafrazować”. Czy te Bressonowskie koncepcje miały jakiś wpływ na to, jak będziesz pracował nad „Zrzutem”? Premierze filmu ma w końcu towarzyszyć twoja książka pt. „Być jak Robert Bresson”.

Pełny tytuł tej pracy brzmi: „Być jak Robert Bresson. Unieruchomienie i wyciszenie historii w kinie minimalistycznym” i jeśli dane będzie mi ją poszerzyć i dokończyć, ukaże się raczej po „Zrzucie”, bo chcę, żeby jej bohaterem był także widz tego filmu. Przywołałem tę drugą część tytułu, bo to dokładny opis mojego pomysłu na „Zrzut”. „Unieruchomienie” i „wyciszenie” pochodzą oczywiście z „Notatek o kinematografie”. Natomiast premierze filmu będzie towarzyszyć pierwowzór literacki, czyli poemat pod tym samym tytułem. Jak widzisz, na początku było słowo. A praca nad scenariuszem przebiegała dokładnie tak, jak w przytoczonym przez ciebie urywku. Inaczej damy się sparafrazować, a przecież cel jest jasny: nie dajmy się sparafrazować. No i muszę jednak zareagować na te „Damy z Lasku Bulońskiego”, wczesny film Bressona, ładny i wystylizowany. Bresson jest dla mnie przede wszystkim twórcą „Ucieczki skazańca”, ładnego inaczej i inaczej wystylizowanego arcydzieła, które przed laty radykalnie przekierowało moje zainteresowania, przy okazji utwierdzając mnie w przekonaniu, że już jako dziecko byłem ciągany do kina na pokazy utworów niepotrzebnych i szkodliwych, które z trudem i nie do końca usuwa się z pamięci. Jeśli już jesteśmy przy tematyce „historycznej”, „Ucieczka skazańca” i na przykład „Idź i patrz” Klimowa czy „Dunkierka” Nolana to filmy, które mogłyby z powodzeniem powstać w Polsce, posiadającej w swoim dorobku stosowny ruch oporu, szeroki wybór miejsc kaźni i spektakularne klęski, do tego tak bardzo kochającej swoją historię, ale nigdy nie powstały i nie powstaną, bo Polska swoją historię kocha jak jakiś zboczeniec, od czasu do czasu dając temu wyraz w utworach filmowych dla młodzieży, co przy tak skromnych środkach na kinematografię jest po prostu niegospodarnością, gdyż młodzież gremialnie ma te utwory w dupie, co prędzej czy później skończy się jakimś spektakularnym ulicznym mordobiciem.

Na koniec pytanie od Pięknej Dziatwy: czy przygoda umarła?

Nie umarła, raczej ulega miniaturyzacji i personalizacji jak kamera.

 

Ilustracja: Brigitte Helm w „Metropolis” Fritza Langa (1927) i „Tram wpopszek ulicy: skruty prozy i poemy” Jerzego Jankowskiego (wyd. 1920). Praca z cyklu „Być jak Robert Bresson”. Fotomontaż: Darek Foks

Darek Foks

poeta, prozaik, scenarzysta. Studiował scenariopisarstwo oraz organizację produkcji filmowej i telewizyjnej w Szkole Filmowej w Łodzi. W ostatnich latach opublikował „Wołyń Bourne’a" (2016) „Café Spitfire" (2018) i „Ludzi kultury" (2019). Laureat Nagrody TVP Kultura za książkę „Co robi łączniczka" (wspólnie ze Zbigniewem Liberą, 2006). Nominowany do Paszportu Polityki (2000, 2004), Nagrody Literackiej Gdynia (2006, 2013, 2014), Nagrody Literackiej Nike (2014) i Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius (2011, 2013, 2017), którą otrzymał za całokształt twórczości w 2014 roku. Przygotowuje książkę „Być jak Robert Bresson. Unieruchomienie i wyciszenie historii w kinie minimalistycznym" i film „Zrzut".

Jakub Nowacki
(ur. 1994) – student scenariopisarstwa w Szkole Filmowej w Łodzi. Debiutował w „Głosie Pruszkowa”, później publikował m.in. w „Ha!arcie”, „Kontencie”, „Popmodernie”, „Stonerze Polskim”, „Twórczości”. Redaktor „Małego Formatu".
korekta Karolina Wilamowska
POPRZEDNI

varia poezja  

Zrzut (fragment)

— Darek Foks

NASTĘPNY

recenzja  

Subtelniej w edytorstwo!

— Honorata Sroka