fbpx
Ładowanie strony
Logotyp magazynu Mały Format

 

Obraz ze snów

Kiedy budzimy się o 9.24
i obejmujemy się i ty opowiadasz o swoim wujku
który przy nazwach kwiatów w zeszycie delikatnym pismem
dodawał ich łacińskie imiona
i zmarł na raka żołądka,
i kiedy potem powoli, miłośnie, pieprzymy się,
moje ciało po środku pruje się,
rozpiera i rozwiera,
aż miąższ upłynnia się i dematerializuje w srebrzystą sferę,
która unosi się nad nami jeszcze długo po tym,
gdy w kuchni przy stoliczku z Ikei
pijemy poranny kawoczaj
i żywo dyskutujemy o nadchodzącym
festiwalu filmowym

 

 

 

 

 

 

 

 

Morze w majtkach

Letni wieczór w Vrsarze,
kemping Fontana, T-shirt Anita.
Lipiec wczesnych lat osiemdziesiątych,
taras obok sklepu,
gdzie sprzedają plastykowe obręcze dla niepływających,
których nie możesz przekłuć nożem, byś
dostał się do Popaja i Oliwii
chociaż wygląda, że dałoby się –
cały płacz po tym na nic –
siatki do łapania krewetek na wybrzeżu,
żyłkę, owiniętą wokół styroporu pomalowanego na brązowo,
rękawki w żywych kolorach oraz
żubrówkę w podłużnych, płaskich flaszkach.

Na tarasie grają szlagiery
na klawiszach i jacyś pani i pan poufnie
wymieniają spojrzenia znad mikrofonów z wielkimi główkami
o żywych kolorach.
Im to wszystko jasne. Już długo śpiewają w tych okolicach.
Wokół stołów roi się od niemieckich turystów –
marka zwycięża –
jedzenia jest w bród.
My siedzimy za zestawionymi dwoma stołami,
metalowymi, kiwającymi się, z ceratowymi obrusami w kratkę.
Jemy ryby, krewetki i mięso,
frytki i sałatę i stary biały chleb.

Upał zelżał,
jest późno wieczorem, wokół namiotów i przyczep
jest wygodnie ciemno,
na tarasie zaś świecą żółtawe światła
i tańczą z Oliverem i Nowymi Fosilami.
My siedzimy i jemy,
wokół nas upojny zapach Copertone Belupo,
zużytego oleju do smażenia i wolności
dla tamtych 10 dni, kiedy
wycinamy korzenie i
wszystko z domu zapominamy.
Mam 5 lat, dzisiaj moje urodziny, dlatego
wolno mi wieczorem z dorosłymi być na tarasie.
To jest morze, kiedy nauczyłam się pływać.

Dokładnie tak
pachną późnym wieczorem
twoje ciemno czerwone stringi.

 

 

 

 

 

 

 

Zawody z Šalamuna po węgiersku

Z dziewczyną idziemy na piwo
a potem idziemy do księgarni. Księgarnia
jest prawie pusta, ponieważ jest wieczór, dlatego inni ludzie
książki teraz czytają (w domu),
nie kupują (w środku miasta).
Na półce wśród powieści odkrywam
przekład Šalamuna na węgierski za 1990 Ft.
Wybór. Ani nam się śni, co czytamy.
Proponuję zawody. Kartkujemy na ślepo i
próbujemy znaleźć jakiś wiersz, który znamy, by
odkryć, jak brzmi po obcemu. To byłby piękny dowód o
uniwersalności literackiego kunsztu. I takie.
Znajdujemy jeden o angielskim tytule,
jednak tego żadna od nas nie pamięta. To odpada.
Potem znajdujemy jeden ze słowem Chrystus,
ale to dużo nie pomaga. Šalamun
często mówi „Chrystus”.
Szukam Gallegos Duval w ostatniej linijce.
Gdzie duje ten Duval?
Czyżby Węgrzy nie chcieli, by podmiot liryczny podróżował,
wziął prysznic i poszedł podjąć pieniądze z bankomatu, czy co?
Nie znajduję go. Trochę jestem urażona,
ale potem ujrzałyśmy Metkę (Małgorzatę). Metka to wygrana!!
Metka aż dwa razy, w dwóch tytułach, raz
ukazuje się z wykrzyknikiem, w ten sposób: »Metka!«, drugi raz zaś
z tamtą słynną Balladą, którą sobie
czytamy czasem głośną podczas śniadania.
»Cóż, wiedziałam«, zamamrotałam.
»Miłość«, mamrocze dziewczyna.
W tym tryumfalnym poczuciu, że wiemy,
który wiersz teraz czytamy,
choć nie mamy bladego pojęcia, co czytamy,
przeszkodziły nam jakieś typy w czarnym, które przyszły do księgarni,
by zrobić sobie foto, bo książki są tak ciekawym tłem
Z powodu ich zmysłu estetyki zostawiamy
Šalamuna po węgiersku
i uciekamy kochać się do domu.

 

 

 

 

 

 

 

 

Tragedia

Dla Berlina

miasto tam
a ja tu

 

 

Anja Golob
(ur. 1976), słoweńska poetka, pisarka, dziennikarka, krytyczka literacka i teatralna. Wydała cztery tomiki poetyckie, trzeci („Dydaskalie do oddychania”), nagrodzony jak wszystkie inne, ukazał się również po niemiecku i chorwacku. Prowadzi też własne wydawnictwo i ostatnio wydaje tam własne książki (jak i dodruki poprzednich). Często gości w europejskich rezydencjach literackich.
Katarina Šalamun-Biedrzycka
slowenistka, autorka książek historycznoliterackich, tłumaczka literatury słoweńskiej na polski i polskiej na słoweński. W Polsce ukazały się w jej przekładzie książki poetyckie Tomaža Šalamuna (4), Aleša Debeljaka (2), Uroša Zupana (2), Gregora Strnišy, Primoža Čučnika i Mety Kušar, w Słowenii zaś utwory m.in. Jana Kochanowskiego, Stanisława Wyspiańskiego, Witolda Gombrowicza, Brunona Schulza, Czesława Miłosza, Jacka Podsiadły i Miłosza Biedrzyckiego. Ostatnio wydała: „Dotik duha. Antologija poljske poezije 20. stoletja” (Ljubljana 2009), „Kielich upojenia” Otona Župančicia (Biuro Literackie, 2020) oraz dwie książki rozpraw: „Med. Slovenijo in Poljsko” (2014) i „Wśród słoweńskich i polskich autorów” (2018).
POPRZEDNI

recenzja  

Kilka uwag na marginesie „Gesta Biedronis”

— Jacek Robak

NASTĘPNY

varia poezja  

Cukinie, wiersze dla Pufinka (84-89)

— Grzegorz Wróblewski