
Stronnictwo Popularów
„Gesta Biedronis”, Imperium Ducha, Kraków/Warszawa 2020, s. 144.
Wiosną 2019 roku leftbooka ożywił powiew świeżości, delikatny wiaterek odnowy. Otóż fanpejdż Stronnictwo Popularów zaczął publikację pamiętnego cyklu Gesta Biedronis, nieprawdopodobnych past o wybitnych dokonaniach Roberta Biedronia (ur. 1976), wówczas założyciela i wodza partii Wiosna, obecnie zaś posła na Sejm RP IX kadencji, do którego został wybrany jako członek koalicji Lewica z list Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Niebagatelną wartość konceptualną i bekotwórczą Gesta Biedronis dostrzegła „grupa osób posiadających zdolność wydawniczo-wystawienniczą” – kolektyw Imperium Ducha. Osoby te zachęciły admina Stronnictwa Popularów, tytułującego się Popularzem, do rozbudowania cyklu i publikacji zbioru opowieści na nośniku papierowym. Staranne, atrakcyjne typograficznie i wizualnie wydanie ukazało się w roku bieżącym.
Czytelniczkę może zmylić tytuł. Wbrew pozorom „Gesta Biedronis”, czyli „dokonania lub też czyny Biedronia”, których lektura trwa mniej więcej tyle co dojazd z Nowej Huty na Wydział Polonistyki i z powrotem, nie opowiadają wyłącznie o aktywnościach tego opatrznościowego męża. Eklektyczna całość składa się również ze scenek wprowadzających nas w niewesołe życie w Polsce końca drugiej dekady trzeciego tysiąclecia: knowania „złego Prezesa Kaczyńskiego” i możnowładców, już to sekundujących jego działaniom, już to próbujących obalić jego władzę; obskurancką obronę status quo „dygnitarzy-obszarników” z Kościoła katolickiego; teorię i praxis dzielnej i mądrej Alberyki z Raciniewa (ziomkini słynnego Pawła Jumpera).
Wbrew pozorom »Gesta Biedronis«, czyli »dokonania lub też czyny Biedronia«, nie opowiadają wyłącznie o aktywnościach tego opatrznościowego męża
Ale po kolei (uwaga, soft spojler alert). Robert Biedroń postanowił, zjednując sobie poparcie pięknym uśmiechem, założyć ruch polityczny, który zmieniłby oblicze tej ziemi. O tych staraniach mówi część pierwsza, „Legenda o Biedroniu”. Część druga, „Pomysł, Który Jest”, opowiada o trudzie przedsięwziętym przez najdzielniejszych wojowników opozycji (np. Krystynę Jandę, ur. 1952) – poszukiwania, nomen omen, „Pomysłu, Który Jest” – sposobu obalenia władzy „złego Prezesa Kaczyńskiego”. O istnieniu tego sposobu i konieczności odnalezienia go w wyniku objawienia dowiedział się możnowładca Grigors (właść. Grzegorz Schetyna, ur. 1963). Jak wnikliwa Czytelniczka już się z pewnością domyśliła, to właśnie Biedroń podołał temu wymagającemu zadaniu. Duch Pytona znad Wisły, którego nieco wcześniej bohatersko ukatrupił nasz bohater, zdradził mu, co może zrobić, aby wytrącić aparat opresji z łap „złego Prezesa Kaczyńskiego” – musi zrezygnować z poparcia liberalnego elektoratu, a po wyborach wejść w koalicję z PiS i szachować partię od lewa (uważna Czytelniczka, orientująca się w aktualnych wydarzeniach politycznych dostrzeże tutaj – i słusznie – echa tzw. „lewicowego symetryzmu”, reprezentowanego np. przez Jana Śpiewaka, ur. 1987).
Biedroń jednak, który „swój liberalny elektorat najbardziej umiłował” (s. 81), z początku nie może zdobyć się na ten gest. Jednakże w wyniku mistycznej przemiany, wspierany duchowo przez dzika Trwytha (którego wcześniej ocalił), wraz z Alberyką z Raciniewa i ruchem Pytonich Chust, w części trzeciej, „Rewolucja i poświecenie”, wciela w życie rady Pytona. W niedługim czasie, choć po pewnych perypetiach epickich, w tym ofiarnym (ofiarnym zarówno dlatego, że bezinteresownym, jak i wymagającym złożenia na ołtarzu poświęcenia największego możliwego daru – własnego życia) pojedynku Biedronia z odwiecznym Atlantem, Setem-Putinem, wreszcie udaje się wprowadzić w Polsce i na świecie (bo nie tylko na Ziemi, ale i na Marsie) ludzki ustrój. Na końcowych stronach utworu Biedroń, już jako duch, składa ostatnią wizytę Alberyce i dzikowi Trwythowi, puentując całość ponadczasowo aktualnym postulatem: „Nie zesraj się” (s. 119).
„Gesta Biedronis” zamyka wnikliwe i pouczające posłowie Jakuba Barana, uzmysławiające nam literacką wartość i właściwości oraz ideowe założenia i wymowę tego dzieła. Wszystkie Czytelniczki zachęcam do samodzielnej lektury owego iluminującego szkicu. Tymczasem zaś pozwolę sobie wskazać na najważniejsze refleksje Barana, nim przejdę do pokazania tego, co moim zdaniem w „Gestach” najciekawsze, a na czym zarazem znam się najlepiej – języka.
Baran przede wszystkim zwraca uwagę na Tradycję. Forma dzieła Popularza wzorowana jest na gatunkach kluczowych dla naszego (europejskiego) kręgu kulturowego, takich jak właśnie gesta związane z legendami hagiograficznymi. Książkowe wydarzenia przebiegają zgodnie z konstytutywnymi dla naszej (europejskiej) cywilizacji motywami, takimi jak mord dokonywany przez bohatera na smoku czy jego egzystencjalno-ontyczna przemiana (bohatera, nie smoka, choć tego ostatniego również – ciekawą Czytelniczkę odsyłam do „Gesta Biedronis”). Cały wreszcie ten szkielet oklejony jest naszym (europejsko-polskim) mięchem literacko-kulturotwórczo-obrazowym – wszechobecne reminiscencje mitologiczne oraz nowotestamentelne, biblizmy i shit-postingizmy, trawestacje rewelacji medialnych, tanie teorie spiskowe i arcyeuropejskie kolonizacje-apriopriacje nieeuropejskich idei i struktur społecznych (taoizm Alberyki, powstania chłopskie w Chinach) spotykają się na równych prawach. Wszystko to, by rozważania Barana podsumować własnymi słowy, składa się na zrozumiały, czytelny, spójny i eklektyczny zarazem język globalnego bełkotu – in pluribus unum, jak pisze na banknotach za morzem.
A oto przykłady: Czytelniczka, jak sądzę, zorientowała się już, że zabity przez Biedronia Pyton to tak naprawdę Pyton znad Wisły, bohater sezonu ogórkowego 2018. Zabicie tego gada, obdarzonego niebagatelną wiedzą i zdolnościami wieszczymi, to inicjacja bohatera, charakterystyczna dla tekstów kultury europejskiej (św. Jerzy, Szewczyk Dratewka itd.). Nie od parady zresztą jest to gad wieszczy, jak bowiem ustaliłem (nie bez dumy, o czym wspomnieć nakazują skromność i lojalność względem Czytelniczki), delfickie pytie nazywały się pytiami dla upamiętnienia zabicia chtonicznego gada – Pytona właśnie – przez Apollina, a spotkana przez apostołów pewna dziewczyna ἔχουσαν πνεῦμα Πύθωνα (Dz 16, 16), czyli – dosłownie – „mająca ducha Pytona”, to w przekładzie Biblii Tysiąclecia „niewolnica opętana przez ducha, który wróżył”.
Z kolei tak utkał Popularz wypowiedź złego czarownika Jackowskiego (ur. 1963) z naszego narodowego imaginarium internetowego: „Gdy KGB chce zniszczyć tomizm – mówił w transie Jackowski do zebranych na dworze Lisickiego – matki przestają dziewczynkom krępować stopy, a chłopcy w rurkach z wypiekami na twarzy zaczytują się w Tokarczuk. A gdy kobieta spostrzeże, że może być w związku z kobietą, a mężczyzna w związku z mężczyzną, upadnie małżeństwo. Kopulować będą tedy na placach i w opustoszałych kościołach i wołać będą: »Jestem nihilistą! Jestem socjalistą! Przecinków nie stawiam, ojca rodzonego zabiłem, matkę rodzoną zjem! W Boga nie wierzę. Wszystko spalę, wszystkich wymorduję!«” (s. 55-56).
Co zaś tyczy się ideowej wymowy „Gesta Biedronis” w interpretacji autora posłowia: dzieło to pokazuje niemożność skierowania lokomotywy dziejów na inny tor przez jednostkę – nawet tak wybitną, jak Robert Biedroń. Jest to odejście od „polskiego bieda-mesjanizmu” (s. 141), dopiero słaba postać Alberyki, rewers tytułowego protagonisty, egotycznego indywidualisty, i ruch Pytonich Chust, nie bez pomocy dzika Trwytha, są w stanie dokonać faktycznej przemiany. Aby Biedroń dojrzał do odegrania swojej roli, najpierw dwukrotnie musi utracić tożsamość, rozpływając się w Kosmosie.
Dzieło to pokazuje niemożność skierowania lokomotywy dziejów na inny tor przez jednostkę – nawet tak wybitną, jak Robert Biedroń
A co najważniejsze dla nas i w skutki brzemienne – Baran postuluje (i ma rację), aby „Gesta Biedronis” traktować „na poważnie – tak jak na to zasługuje – jako pełnoprawny tekst kultury, a nie jakiś shitposting na kiju” (s. 123). Nie ulega dla mnie wątpliwości, że Popularz, pierwej li tylko ad majorem bekae gloriam spisujący swoje niesłychane a ucieszne historie, kiedy zaproponowano mu rozbudowanie i wydanie cyklu, uległ odwiecznej pokusie każdego autora – zwrócił „całe swoje czucie przeciw miastu i światu” (to taki ładny heksametr z Konrada Góry). Zechciał powiedzieć Coś o naszym polis i naszym saeculum i wyrazić swoje i nasze (bo moje też, a liczę, że i Twoje, Czytelniczko) nadzieje na przemianę świata, rearanżację jego urządzenia tak, aby zmieścili się w nim wszyscy, aby wszyscy mieli zarówno swój własny pokój, jak i świetlicę robotniczą, aby pobierano od każdego według jego zdolności, a dawano każdemu według jego potrzeb. Opadła błazeńska maska Popularza (lud jest nagi!), ukazał się grymas Stańczyka.
Czas zatem przejść do realizacji mojej obietnicy – pokazania języka, jakim „Gesta Biedronis” artykułują polityczne marzenia nas wszystkich. Żyjemy, jak dobitnie uzmysławia dzieło Popularza, w czasach ostatecznych, czasach apokaliptycznych. Nieważne, czy są to „czasy ostateczne genderyzmu” (s. 13), jak życzyłby sobie „dygnitarz-obszarnik” Jędraszewski (ur. 1949), czy są to czasy klimatycznej zagłady, jak twierdzą naukowcy, czy może wypełnienia historii, nastania ustroju na miarę człowieka i ostatecznego rozwiązania wszelkich konfliktów.
Naszym Mesjaszem jest Robert Biedroń, w „Gesta Biedronis” konsekwentnie zastępujący Jezusa z Nazaretu w trawestacjach ewangelicznych przypowieści – tak jak tej, w której niecny i zawistny razemita pyta, czy bogaci powinni płacić wyższe podatki, na co przemyślny bohater reaguje roztropnie: „Patrzcie, to jest złotówka! Co jest na niej napisane? Gdy razemita nachylił się, żeby przeczytać napis na monecie, Biedroń rzucił: – Nie zesraj się! – i pociągnął razemitę za nos, tak że ten przewrócił się ku uciesze gawiedzi. Od tej pory Biedroń znany był nie tylko ze swojej prawości i mądrości, ale i z poczucia humoru” (s. 26).
Wbrew temu, co pisze Baran, jestem przekonany, że Popularz w swoim dziele bynajmniej nie odrzuca „polskiego bieda-mesjanizmu”. Choć wszystko to prawda, że dla Biedronia warunkiem odegrania przypisanej mu w historii roli jest porzucenie swojego indywidualizmu, wielka przemiana i poświęcenie dla ludzkości, że wybitna jednostka ustąpić musi miejsca innym, kolektywnym aktorom życia publicznego, że dopiero bohater zbiorowy jest w stanie nadać historii bieg, to jednak, jak wynika z tekstu, taki Biedroń jest warunkiem koniecznym przebudzenia Ducha. Któż w końcu odnalazł „Pomysł, Który Jest”? Robert Biedroń. Któż w końcu pokonał w ostatecznym pojedynku Putina-Seta, jednocześnie dokonując terraformacji Marsa? Robert Biedroń. Czy przemiana Biedronia w bobaka w lesie kabackim, a z bobaka z powrotem w Biedronia, zwieńczona przez Popularza słowami „Biedroń Uśmiechnięty umarł na zawsze. Narodził się Biedroń Srogi” (s. 88) w sposób istotny różni się od znanej całej nieszczęsnej szkolnej młodzieży przemiany innego bohatera literackiego, wyrażającej się w krótkiej formułce „Gustavus obiit hic natus est Conradus”? To właśnie narodzony w Polsce ruch Pytonich Chust zainspirował wykluczonych i zmarginalizowanych wszystkich krajów, którzy dokonali rewolucji i połączyli się w Wholesome Socialist Democracy of Earth, Mars and Moon. W ten sposób Polska ostatecznie zrealizowała swoje dziejowe posłannictwo.
Tak, droga Czytelniczko, możesz płakać i zgrzytać zębami, kijem jednak Wisły nie zatrzymasz. Jak bowiem Marks powiedział: „Tradycja wszystkich zmarłych pokoleń ciąży jak zmora na umysłach żyjących. I właśnie wówczas, gdy [ludzie] wydają się zajęci tym, by dokonać przewrotu w sobie samych i w tym, co ich otacza, by stworzyć coś, czego nigdy jeszcze nie było, w takich właśnie epokach kryzysu rewolucyjnego przywołują oni trwożliwie na pomoc duchy przeszłości, zapożyczają od nich imiona, hasła bojowe i szaty, ażeby w tym uświęconym przez wieki przebraniu i w tym zapożyczonym języku odegrać nowy akt historii świata”. W czasach ostatecznych gramatyki i słownika opowieści o końcu i nowym początku, struktur pozwalających zrozumieć nasze doświadczenie i cierpienie, a więc nadać mu sens, dostarczają nie teorie, pisane przez czarowników w wieżach z kości słoniowej: dekonstrukcja, postkolonializm, neomarksizm, psychoanaliza. Potrzeby te realizuje język wszystkim znany i przez wszystkich rozumiany, przez libków, lewaków i faszystów o każdym poziomie wykształcenia – język globalnej wieży Babel, w równym stopniu składający się z paplania dyżurnych ekspertów i stukotu klawiatur foliarzy, usypiających raportów statystycznych i chorobliwie trzymających w napięciu, aspirujących do epickości seriali Netflixa, mowa w swoich najgłębszych warstwach wciąż do szpiku przesiąknięta Tradycją: językiem religii monoteistycznych, Ewangeliami i Apokalipsą, wizją historii jako linearnego procesu z punktami alfa i omega, a w naszym (polskim) wariancie dodatkowo post-Mickiewiczowskim mesjanizmem.
Nawet przytoczona wcześniej klasyczna i kanoniczna Marksowska konceptualizacja komunizmu jako „od każdego według jego zdolności, każdemu według jego potrzeb” nie pozostaje bez związku z Biblią, konkretnie zaś Dziejami Apostolskimi 4, 32-35: „Żaden nie nazywał swoim tego, co posiadał, ale wszystko mieli wspólne. […] Nikt z nich nie cierpiał niedostatku, bo właściciele pól albo domów sprzedawali je i przynosili pieniądze ze sprzedaży [według zdolności!], i składali je u stóp Apostołów. Każdemu też rozdzielano według potrzeby”. Język Tradycji, jego gramatyka, obrazy i symbole, choć niesłusznie zawłaszczone przez tych, którzy widzieliby go tylko w kościelnym skansenie, w zakonserwowanej i niezmiennej postaci, choć nie widzą, że stał się częścią globalnej wieży Babel; język Tradycji tak samo należy do nas, do mnie i do Ciebie, Czytelniczko.
Dlatego zawołajmy razem z radykalnym reakcjonistą-mesjanistą, autorem „Manifestu neomesjanistycznego”, choć wbrew jego intencjom: „[…] wmówiono nam, że wszystko już się dokonało, że kultura wyczerpała swój potencjał, że wobec obozów koncentracyjnych nie można już nic zrozumieć z ludzkich dziejów, ale też, że w związku z sukcesami liberalnej demokracji nic więcej do historii nie można dodać. […] Dość neoliberalnego millenaryzmu”!
Nie zesrajcie się i wierzcie w Ewangelię. Chyba, że potraficie na szybko wymyślić coś lepszego. Pamiętajcie – czas się kończy.

Stronnictwo Popularów
„Gesta Biedronis”, Imperium Ducha, Kraków/Warszawa 2020, s. 144.
ur. 1996. Student polonistyki, domorosły biblista, początkujący poeta. Najbardziej lubi odnajdywać drogowskazy dla teraźniejszości i przyszłości pośród meandrów Tradycji.
