fbpx
Ładowanie strony
Logotyp magazynu Mały Format

Natalia Osińska

polska autorka literatury młodzieżowej, poruszająca w swoich powieściach wątki LGBT. Ukończyła filologię polską na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Jej debiutem książkowym była wydana w 2016 powieść „Fanfik", która została wpisana na Listę Skarbów Muzeum Książki Dziecięcej 2016 oraz została wyróżniona w IX Konkursie Literatury Dziecięcej im. Haliny Skrobiszewskiej. W 2017 ukazała się kontynuacja, zatytułowana „Slash".

Rozmawiam z Natalią Osińską, autorką młodzieżowych powieści „Fanfik” i „Slash” opowiadających o bardzo nietypowej parze nastolatków. Tosia, początkowo pogrążona w depresji autorka internetowych fanfików, wychowywana przez ojca i toksyczną ciotkę, poznaje w szkole tajemniczego Leona. Między dwojgiem „nie iskrzy”, dopóki pozostają uwięzieni w narzuconych im rolach genderowych. Dopiero kiedy Tosia odkrywa, że jest Tośkiem, a Leon przestaje tłumić swój homoseksualizm, stają się nieodłączną parą, którą czeka jednak wiele wyzwań i wspólnych problemów.

W swoich powieściach poruszasz wiele różnych problemów: tożsamości płciowej, orientacji seksualnej, stresu mniejszościowego, depresji, edukacji seksualnej w szkole, narzucania przez rodzinę sztucznych form męskości i kobiecości, różnego stosunku osób LGBT do marszów równości… Czy wierzysz w to, że pisanie i czytanie literatury może pomóc oswoić się z tymi tematami? W polskim społeczeństwie nieraz okazuje się, że nadal są one nieprzepracowane.

Ja się czuję trochę na rozdrożu pisząc te książki, ponieważ z jednej strony kieruję je do nastolatków, które dosyć mocno siedzą w tej problematyce w internecie i mam wrażenie, że nie piszę dla nich niczego nowego, a z drugiej strony mam świadomość, że po książkę sięgają nie tylko nastolatki. Dlatego staram się czasem pisać o pewnych rzeczach na bardzo bazowym poziomie, żeby wprowadzać ten temat osobom, które w ogóle się wcześniej z tym nie spotkały. A z jakim skutkiem? Trudno powiedzieć. Z jednej strony czytam w recenzjach, że za dużo upycham do książek, z drugiej strony, że za bardzo spłycam. Więc to balansowanie czasami jest trudne. Gdybym mogła wybierać, skupiłabym się tylko na nastolatkach, pisała dla nich i nie przejmowała tym, czy ktoś spoza fandomu, głównego kręgu, będzie rozumiał, o co chodzi. I tak pisałam pierwszą książkę, czyli „Fanfik” – do szuflady, z założeniem, że nikt tego nie wyda, więc nie musiałam się hamować.

Czyli nie była to książka pisana z misją?

Wiadomo, że z tyłu głowy zawsze się ma takie wyobrażenie, natomiast wiemy, jakie są realia rynku i miałam świadomość, że być może tego nigdy nie wydam, albo wydam w jakimś self-publishingu dla stu osób.

Młodzież to dla Ciebie najważniejsi odbiorcy, jednak osobami, które kupują lub polecają książki nastolatkom są nierzadko dorośli – rodzice, nauczyciele… Jak przekonać te osoby, że warto sięgać po Twoje powieści?

W przypadku „Fanfika” ten problem rozwiązał się już przez sposób, w jaki książka była promowana. Na okładce nigdzie nie było informacji, że to jest powieść o osobie transpłciowej. Wręcz przeciwnie – mam wrażenie, że opis był generyczny i przekonujący, że to jest bardzo typowa powieść dla młodzieży. Z jednej strony efekt był taki, że chwilę trwało, zanim ludzie załapali, o czym jest ta książka i pojawiały się głosy, że jest źle promowana, że w ten sposób nie dotrze do osób najbardziej zainteresowanych. Z drugiej strony powieść trafiła do bibliotek szkolnych, byłam zapraszana do szkół, żeby o niej rozmawiać, w taki sposób, że nikt nie mówił wprost o tym, że książka opowiada o osobie transpłciowej, tylko o współczesnych nastolatkach. Niestety, „taki mamy klimat”, że nauczyciele wiedzą, na co mogą sobie pozwolić, więc „Fanfik” pozwolił im prowadzić w szkołach różnego rodzaju dyskusje o LGBT… bez mówienia, że to jest dyskusja o LGBT.

Ale uczniowie zadawali szczere pytania?

Oczywiście. Młodzież jest o wiele lepiej przygotowana do tych rozmów niż dorośli. Dla dzieciaków nie był to żaden problem ani tabu, bo one się z tym spotykają w internecie i pojawiało się dużo ciekawych pytań, ale nie w rodzaju „przeczytałam tę książkę i jestem taka zaszokowana”, tylko „nareszcie ktoś o tym napisał”. To raczej dorośli mieli problem z tym, jak to ugryźć, jak w ogóle takie spotkanie zorganizować, żeby dyrekcja się nie dowiedziała, albo żeby dyrekcja się zgodziła. Więc ja się cieszę, że „Fanfik” był promowany w ten sposób, bo dzięki temu trafił do tych bibliotek i faktycznie jest czytany. Za to nikt nie zaprosił mnie nigdy do szkoły, żebyśmy porozmawiali o „Slashu”, bo ta książka już od okładki krzyczy, że jest o dwóch chłopakach.

Można tak daleko się posunąć w optymistycznych prognozach, że kiedy ta młodzież biorąca udział w spotkaniach sama zostanie rodzicami, nauczycielami (albo dyrekcją szkoły!) będzie miała już inne podejście niż starsze pokolenie?

Mam nadzieję.

Zwróciłaś uwagę na to, w jaki sposób Twoje powieści są klasyfikowane w bibliotekach? Pytam dlatego, że kiedy w jednej z krakowskich bibliotek próbowałam wypożyczyć „Brudny róż. Zapiski z życia, którego nie było” Kingi Kosińskiej, dowiedziałam się, że powinnam jej szukać w dziale medycyna, mimo, że jest to fabularyzowana biografia osoby transpłciowej, skupiająca się na emocjach. Występują tam co prawda opisy zabiegów, jednak dominuje język literacki, nie terminologia medyczna. Kiedy zwróciłam na to uwagę pani bibliotekarce, przeczytała opis, a następnie – dość zszokowana – stwierdziła: no, proszę pani, powieść to to na pewno nie jest! Spotykasz się z takimi postawami, że „dobra” literatura powinna być normatywna albo po prostu przyjemna?

Spotykam się z czymś wręcz odwrotnym, to znaczy, że literatura „prawdziwa” musi poruszać „prawdziwe” tematy, ale takie do bólu, żeby zaszokować na maksa. A takie bajeczki w stylu „Fanfika” to jest fajne, ale płytkie, taki harlequin dla młodzieży.

To trochę dziwi, bo jednak przekraczasz wiele granic.

Przekraczam, ale niepostrzeżenie czasami.

Czego brakuje krytykom w Twoich powieściach?

Nie wiem, mam wrażenie, że moi bohaterowie powinni być co tydzień kopani w zaułkach przez jakichś narodowców…

Przecież zarówno w „Fanfiku” jak i „Slashu” pojawiają się brutalne sceny – Tosiek jest podduszany workiem na śmieci przez zazdrosną koleżankę, Leon zostaje pobity podczas marszu równości…

Tak, ale widocznie za mało oberwał. To też zależy pewnie od tego, gdzie się żyje, w jakim środowisku. Ja piszę o młodzieży, która chodzi do dobrego, polskiego liceum w dużym mieście. I mam wrażenie, że tutaj jednak nie jest aż tak, że nie można wyjść na ulicę. Ta młodzież, z którą się spotykam w szkołach, jest naprawdę dużo bardziej otwarta, niż to się czasem krytykom wydaje. Na zapadłej wsi rządzonej ręką proboszcza może to wyglądać trochę inaczej. Ale piszę o takim środowisku, jakie znam i wewnątrz niego nie jest aż tak źle. Są takie oczekiwania, że jeżeli piszemy o LGBT, to ktoś musi umrzeć, albo bardzo się nacierpieć. Taka sytuacja, że ktoś prowadzi szczęśliwe życie, satysfakcjonujące, tylko spotykają go jakieś tam przykrości…

…wydaje się niewiarygodna?

Tak – jak to w ogóle jest możliwe? Ale mam taką misję – i książki młodzieżowe powinny taką mieć – żeby kształtować rzeczywistość, ponieważ od tego, w jaki sposób młodzież teraz nauczy się zachowywać wobec swoich rówieśników i innych ludzi, zależy jak będzie wyglądała przyszłość narodu. Więc ja te normy staram się wytworzyć, a nie odtwarzać.

Czyli zadaniem literatury młodzieżowej na dzisiejsze czasy byłaby nauka… no właśnie, czego – tolerancji? Czy tolerancja to za mało?

Nie lubię tego słowa. Akceptacji.

Albo przyjaźni? Bo mam wrażenie, że dla Ciebie ważne jest przekroczenie kolejnej granicy. Nie chodzi tylko o zaakceptowanie kogoś takim jakim jest, ale o to, żeby go dalej poznawać, czerpać od niego.

Tak, najważniejszym uczuciem, które chcę wzbudzić w czytelnikach jest empatia i staram się w różnych wydarzeniach, emocjach, które odczuwają moi bohaterowie, znaleźć jakąś treść wspólną. Coś, co mogliby odczuwać ich rówieśnicy heteronormatywni. Staram się przekazać, jak taka osoba mogłaby się czuć i że też się w ten sposób czujesz, kiedy ktoś ci dokucza z powodu wyglądu czy czegokolwiek. I że oni naprawdę niczym się nie różnią od nas. Wydaje mi się, że od takiej empatii do akceptacji jest bardzo prosta droga.

Wiem, że planujesz wydanie kolejnej części historii o Tośku i Leonie. Czy Tosiek na jakimś etapie uzgadniania płci będzie musiał zmierzyć się z polskim prawem? Na przykład pozwać swojego ojca do sądu, żeby móc zmienić dane w akcie urodzenia, albo przejść tak zwany test życia…

Szczerze mówiąc, nie czuję się upoważniona, żeby pisać o tych tematach tak szczegółowo, ponieważ nie jestem osobą transpłciową, nie mam aż takiej wiedzy i nie staram się udawać, że wiem, jak taka osoba się czuje. Są książki o tych tematach pisane przez osoby transpłciowe i myślę, że jeśli ktoś naprawdę jest zainteresowany takimi szczegółami, powinien raczej po nie sięgnąć. Mnie bardziej interesuje to, co się dzieje wokół tej osoby, czyli jak reaguje jej otoczenie: przyjaciele, rodzina. Pokazywać, że da się taką osobę zaakceptować, że to nie jest takie trudne – wystarczy odrobina dobrej woli.

No właśnie, otoczenie Tosi początkowo reaguje różnie, natomiast dość szybko Tosiek uzyskuje wsparcie zarówno rodziny, jak i przyjaciół, dzięki swojej energii, determinacji, sile charakteru. Domyślam się, że nie każdy transgenderowy nastolatek jest w tak komfortowej sytuacji. Rozmawiasz czasem z tymi osobami, wiesz, do kogo zwykle zwracają się ze swoimi problemami, albo do kogo powinny się zwrócić?

Miałam kontakt z nimi, można też znaleźć takie informacje w sieci, natomiast zdaję sobie sprawę z tego, że „Fanfik” jest pod wieloma względami czymś w rodzaju bajki, opisuje sytuację prawie idealną, ale taki był mój cel. Wokół literatury LGBT istnieje takie przeświadczenie, że jeżeli już ktoś pisze na te tematy, to to musi być wielka literatura, która porusza wyłącznie ważne i trudne aspekty. Ja chciałam napisać po prostu zwykłą powieść młodzieżową. Jeśli pomyślimy sobie o powieściach dla hetero nastolatków, to też nie jest głęboka, wielka literatura. To są bajki typu „poznali się, popatrzyli sobie w oczy i nagle się kochają, po prostu miłość po grób”. Nie rozumiem, dlaczego młodzież LGBT ma być tej przyjemności pozbawiona.

Istnieje przeświadczenie, że literatura LGBT to musi być wielka literatura, która porusza wyłącznie ważne i trudne aspekty. Ja chciałam napisać zwykłą powieść młodzieżową

Eliza Szybowicz porównała Twoje powieści do „Jeżycjady” Małgorzaty Musierowicz. Twierdzi, że stosujesz podobne zabiegi narracyjne – dzienne daty, zmianę punktów widzenia i zastępujesz „mitologię bogoojczyźnianą mitologią emancypacyjną”. Tak, jak u Musierowicz główne wydarzenia rozgrywają się w okresie świątecznym – Czerwca ’56 czy pielgrzymki Jana Pawła II; u Ciebie jest to Czarny Marsz lub marsz równości…

To mnie właśnie dziwi, dlatego że w „Slashu” w ogóle nie ma zmiany punktów widzenia, sto procent powieści jest pisane z punktu widzenia Leona. A daty pojawiały się tylko dlatego, że pojawiały się wydarzenia historyczne. W trzeciej książce, którą teraz piszę, prawdopodobnie już nie pojawią się daty, dlatego że nie będą istotne. To się po prostu zdarzyło, ale nie było celowym papugowaniem. Bardzo lubię takie artykuły, bo taka mądra się po tym czuję (śmiech). Ale to nie jest tak, że pisząc tę książkę, piszę ją przeciwko komuś…

Albo w tradycji kogoś.

Po prostu staram się opowiedzieć dobrą historię, a że pochodzę z Poznania i mieszkam praktycznie na Jeżycach, wychowałam się na książkach młodzieżowych tych samych co wszyscy, jakoś to wpływa na mnie, nic na to nie poradzę. Nie wyrwę się z tego na siłę, tylko dlatego, żeby udowodnić innym, że jestem kompletnie niezależna literacko, bo tak nie jest.

Trzymając się porównania z „Jeżycjadą”, zastanawiam się, czy nie jest tak, że Tobie udało się osiągnąć coś, czego – zdaniem krytyków – nie udało się osiągnąć Małgorzacie Musierowicz, zwłaszcza w najnowszych powieściach, to znaczy pewnego rodzaju balans między realizmem a idealizmem. Z jednej strony umieściłaś w swoich powieściach sporo aktualnych problemów, przełamałaś tematy tabu, z drugiej strony bohaterowie są marzycielami i prawie każdy wątek kończy się happy endem…

Ja przede wszystkim pamiętam, jak to jest być nastolatkiem. I zdaję sobie z tego sprawę, że to jest bardzo trudny okres, chyba dla każdego, nie tylko dla nastolatka nieheteronormatywnego. Myślę, że oni potrzebują optymizmu, nadziei na przyszłość, zwłaszcza teraz, kiedy młodzież jest depresyjna, przybita tym, co się dzieje w szkołach – reformami, nawałem nauki, brakiem perspektyw i myślę, że danie jakiegoś światełka w tunelu jest bardzo ważne, może nawet kluczowe. Jeżeli młodzież chce sięgać po smutną literaturę, ma tego masę w internecie, więc ja chciałam dla odmiany zaoferować coś, co da też trochę nadziei. Nawet kosztem realizmu.

Jesteś gotowa na teoretyczne odczytania Twoich powieści? Na przykład w kontekście płynnej nowoczesności Baumana albo performatyki płci Judith Butler? Do tej drugiej interpretacji pasowałaby zwłaszcza postać ciotki Idalii: stara się narzucić Tosi takie sposoby wyrażania kobiecości, które rażą, wydają się sztuczne i tym samym ośmieszają samą genderową klasyfikację…

Punkt wyjścia był raczej baśniowy: typowy, archetypiczny motyw królewny w przebraniu. Jeśli chodzi o wątek ciotki Idalii, tego jak się zachowywała na początku „Fanfika”, jak starała się ociosać Tosię na własny obraz i podobieństwo, mam problem żeby o niej mówić w sposób realistyczny, ponieważ „Fanfik” powstawał warstwami i w pierwszej, bardzo starej wersji, Tosia była królewną. Na przykład to, jakie nosi sukienki – to jest motyw, który się zachował z tamtego okresu. Teraz sobie zdaję sprawę z tego, jak bardzo nie przystaje do realiów, ale został, no i jest. Motyw przemiany Idalii, taki trochę magiczny, ma swoją genezę w jakiejś baśni. Czasem mnie kusi, żeby napisać do „Fanfika” fanfik o Idalii, żeby ją trochę urealnić.

Czyli ta postać byłaby raczej złą macochą, w opozycji do dobrej matki Tosi, która zmarła dawno temu, ale akceptowała, że jej córeczka lubi nazywać siebie Danielem… To faktycznie baśniowe… Czytałam też w jednym z wywiadów, że inspirowałaś się „Dziewczyną i chłopakiem…” Hanny Ożogowskiej. Tam również główna bohaterka ma na imię Tosia i zamienia się rolami ze swoim bratem bliźniakiem…

Tak, to jest jedna z moich ulubionych książek z dzieciństwa. Zaczerpnęłam głównie imię na zasadzie odruchu. Natomiast myślę, że ta inspiracja jest dużo mniejsza, niż się niektórym wydaje.

Łobuzerskość bohaterów jest może trochę podobna?

Tak i tak jakoś zostało. Natomiast dla mnie największą inspiracją i w ogóle książką mojego życia jest „Zabić drozda” Harper Lee i stamtąd tak naprawdę wyszła inspiracja, z czego sobie wtedy nie zdawałam sprawy. Cały motyw dziewczynki-chłopczycy, wychowywanej przez samotnego ojca i bardzo autorytatywną ciotkę, Aleksandrę w tamtym przypadku, Idalię tutaj, tę całą dynamikę relacji między nimi, mam wrażenie, że troszeczkę ściągnęłam z „Zabić drozda”. I potem oczywiście rozwinęłam to po swojemu.

A „Fangirl” Rainbow Rowell?

„Fangirl” czytałam już po napisaniu „Fanfika”, więc nie.

Czytasz polską literaturę LBGT? Michaśkę Witkowskiego, cykl o geju w wielkim mieście Mikołaja Milcke, „Kroniki nierówności” Marcina Szczygielskiego?

Czytałam niektóre powieści wymienionych przez Ciebie autorów, ale dla mnie literatura LGBT w Polsce to są głównie fanfiki. Fanfików w języku polskim jest sporo, do tego trzeba też pamiętać, że bardzo wiele osób pisze je po angielsku. Trudno to też nazwać literaturą polską. Pytanie, czy fakt, że piszą to Polacy i Polki, wystarczy, żeby to określić jako literaturę polską, jeżeli piszą po angielsku fanfiki dotyczące fandomów międzynarodowych i nawet nie przedstawiają polskich realiów. Najbardziej ciekawi mnie to, co pisze i czyta młodzież; to, co im się w tych fanfikach podoba, co jest dla nich ważne. To mnie zawsze interesowało – dlaczego młodzież czyta fanfiki zamiast literatury, dlaczego odchodzi od literatury młodzieżowej.

Zawsze mnie interesowało, dlaczego młodzież czyta fanfiki zamiast literatury, dlaczego odchodzi od literatury młodzieżowej

Kiedy nastąpił ten przełom?

Trudno mi powiedzieć. Ja się tym zainteresowałam, kiedy to już wszystko było w toku. To był mój największy impuls do napisania „Fanfika”: takiej tradycyjnej powieści, która zawierałaby wszystkie cechy „prawdziwej” literatury, a jednocześnie miała w sobie to coś fanfikowego, co do młodzieży bardzo przemawia. I to był w zasadzie pierwszy impuls, żeby się za to zabrać, zacząć o tym myśleć, nie jako o projekcie do szuflady, tylko o czymś, co będzie miało jakąś fabułę, strukturę.

Może dzięki temu udało Ci się dotrzeć do dwóch grup, bo z jednej strony jest młodzież, a z drugiej te osoby, które z fanfikami mają niewiele do czynienia, za to zauważyły książki. Czyli, gdyby ktoś chciał dzisiaj porządnie przebadać literaturę młodzieżową, musiałby się skupić na internecie, nie księgarnianych półkach?

Można tak powiedzieć, chociaż to nie są zbiory rozłączne. Często spotykam się z takimi informacjami na Twitterze, że ktoś zaczął czytać jakąś powieść młodzieżową i rzucił, bo nie przystaje do świata. Poza tym powieść młodzieżowa bardzo szybko się teraz starzeje. I moja też, mam tego świadomość. Na przykład jakiś czas temu przeglądałam dosyć świeżą powieść młodzieżową i tam główna bohaterka miała problem, bo ktoś jej nie skomentował czegoś na „naszej-klasie” i od razu zrozumiałam, jak młodzież się czuje – tak jak ja, kiedy czytam książkę dla nastolatków dziejącą się w latach sześćdziesiątych. To jest dla nich poprzednia epoka. Już teraz na przykład czytając „Fanfika” widzę, że on troszeczkę rozmija się z rzeczywistością, ponieważ Tosiek siedzi na Instagramie – teraz młodzież siedzi głównie na Snapie, za rok będzie siedzieć na czymś innym. W tej trzeciej powieści staram się unikać nazw serwisów społecznościowych, bo to jest bardzo ślepy zaułek.

Ale też jakiś dokument o czasach, w których żyjemy.

Tylko te książki starzeją się teraz znacznie szybciej niż kiedyś.

Z drugiej strony zrozumienie dla poruszanych przez Ciebie problemów następuje w Polsce dość wolno…

Rozwój człowieka następuje wolniej niż rozwój technologii.

Czego mam życzyć Tośkowi, czego Leonowi, a czego Tobie?

Z Tośkiem i Leonem jest ten problem, że kończę teraz pisać trzecią część i wiem, czego im życzę, ale nie mogę powiedzieć, bo nie chcę spoilować. Wiem, czego im młodzież życzy: bardzo chce, żeby byli razem. A sobie życzę, żeby ktoś te książki wydawał. Cały czas mi się wydaje, że jestem takim debiutantem, który musi przekonywać świat, że faktycznie taką książkę warto wydać. A jak będzie – zobaczymy.

Może dzięki temu nie osiadasz na laurach. Życzę Ci w takim razie jak najwięcej pozytywnego odbioru.

Dziękuję. Odbiór jest bardzo pozytywny. Czasami mam wrażenie, że po prostu ci, którym mogłyby się te książki nie podobać, w ogóle ich nie czytają…

Natalia Osińska

polska autorka literatury młodzieżowej, poruszająca w swoich powieściach wątki LGBT. Ukończyła filologię polską na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Jej debiutem książkowym była wydana w 2016 powieść „Fanfik", która została wpisana na Listę Skarbów Muzeum Książki Dziecięcej 2016 oraz została wyróżniona w IX Konkursie Literatury Dziecięcej im. Haliny Skrobiszewskiej. W 2017 ukazała się kontynuacja, zatytułowana „Slash".

Zofia Ulańska
ur. 1993, doktorantka na Wydziale Polonistyki UJ, absolwentka krytyki literackiej. Redaktor naczelna portalu „Strona tytułowa”, publikowała też w „Polonistyce”, „Kontraście” i magazynie „Magnifier”. Związana z Krakowem i rodzinną Łodzią, gdzie debiutowała jako autorka scenariuszy operowych w ramach projektu „Ale! Opera”.
POPRZEDNI

varia poezja  

Wybór pieśni

— Giacomo Leopardi

NASTĘPNY

szkic  

Głębokie gardło. Wkład pierwszy

— Piotr Seweryn Rosół