Od tłumaczki:
W zbiorze wspomnieniowym „Na pierwszej linii: Wspomnienia i szkice z historii kobiecego ruchu socjalistycznego w Bułgarii” (oryg. „На предни линии Спомени и очерци из историята на женското социалистическо движение в България София” Sofia: BKP, 1960) zebrane zostały teksty dotyczące kobiecego zaangażowania politycznego w okresie przed przewrotem 9 września 1944 roku, kiedy władzę przejął w Bułgarii Front Ojczyźniany. Prezentowany tu tekst Dencza Kucarowa wydaje się wyjątkowy. Autor, w porównaniu z innymi tekstami zawartymi w publikacji, bez nadmiernej agitacji opisuje wydarzenia ze swojej rodzinnej wsi, mające miejsce jeszcze przed jego urodzeniem. Szkic, jak możemy domyślać się po charakterze całej publikacji, sporządzony został na podstawie wspomnień mieszkanek Draganowa. Pokazuje on determinację i siłę draganowianek w walce o swoje prawa, w tym wypadku była to spontanicznie zawiązana walka o prawo do wspólnych zasobów zboża. Bardziej sformalizowane ruchy wyzwolenia kobiet istniały w Bułgarii już od przełomu XIX i XX wieku, podnosiły m.in. kwestie równości płciowej w dostępie do edukacji, macierzyństwa, praw wyborczych itp.
W 1918 roku Bułgaria, będąc po stronie państw centralnych, znajdowała się w bardzo trudnym położeniu gospodarczym. Klęska w I wojnie światowej nazywana jest w Bułgarii drugą katastrofą narodową (zaraz po II wojnie bałkańskiej) – nastąpiła wówczas drastyczna zapaść gospodarcza, a państwo straciło zachodnie tereny, m.in. Macedonię Wardarską.
Pozostałe teksty zgromadzone w tomie, z którego pochodzi zapis „Bunt kobiet ze wsi Draganowo”, opisują m.in. walki, protesty i strajki pracownic fabryk, włókniarek, pracownic zakładów tytoniowych i innych robotnic w latach 20. i 30. w Bułgarii.
Eliza Markiewicz
Bunt kobiet ze wsi Draganowo – okręg tyrnowski
Maj 1918 roku… Nieszczęścia, jedno po drugim, nawiedzały strudzonych ludzi ze wsi Draganowo w okręgu tyrnowskim. Każdego dnia cerkiewne dzwony złowieszczo i smutno donosiły o coraz to nowych zabitych na froncie. Ponad 170 żołnierzy, wezwanych do ochrony carstwa, spotkała śmierć na nieznanych polach bitewnych Macedonii. Ponad 200 dzieci i zniedołężniałych starców w ciągu kilku tylko miesięcy pomarło z głodu i na czerwonkę. Cała wieś pogrążyła się w żałobie.
Fala ludowego niezadowolenia rosła z każdym kolejnym dniem. Słuchy o zbuntowanym narodzie rosyjskim, który zwrócił broń przeciwko carowi, coraz natarczywiej pobudzały ludzi i rozpalały ich rewolucyjnego ducha. Wracający z frontu kalecy i chorzy żołnierze relacjonowali sytuację na polu bitewnym w najciemniejszych barwach. Opowiadali o buntach wojskowych z 49. i 5. pułku, w których służyła większość draganowskich mężczyzn, o buntach w imię ich powszechnego pragnienia, by porzucić broń i wrócić do swoich domów.
Pozbawieni sumienia lokalni rządcy żyli dostatnio, wciąż kradli przeznaczone dla rodzin żołnierzy zboże i gromadzili majątek kosztem ludzkich nieszczęść.
… Jeszcze przed świtem wieść o skradzionym ze wspólnego składu zbożu rozeszła się po całej wsi. Kobiety z całej okolicy, obawiające się o życie swoich dzieci, bladym świtem zwołały się przed wiejskim urzędem. Przykładając złożone ręce do okien, zaglądały ostrożnie do składu i kiedy upewniły się, że jest pusty, zdecydowały ponownie poradzić się Weliki Byczwarowej i starego, poważanego nauczyciela, wuja Marina Penkowa, który latami zasiewał w ludziach ziarno sprawiedliwości społecznej.
Po nieprzespanej nocy, zdenerwowana tym, co zobaczyła na własne oczy, Welika Byczwarowa nie zataiła ani słowa przed swoimi towarzyszkami. Zrelacjonowała im zdarzenie od początku do końca.
– Widzicie co się dzieje. Nasi mężowie gniją w okopach, nasze dzieci oddałyby życie za kawałek chleba, a ci będą sobie urządzać handel dobrem wspólnym – zaprotestowały zebrane kobiety.
– Ach, dlaczego nie ma naszych mężów, rozprawiliby się z tymi rozpustnikami – rozpłakała się jedna z kobiet, która przed dwoma dniami pochowała swoje jedyne dziecko.
– I co tak biadolicie? My, kobiety, nie pozwolimy im wykończyć się tym hajdukom. Dalej, przyciśnijmy ich, wyrównajmy rachunki ‒ wykrzyknęła Maria Popowa.
– Pod sąd, pod sąd ich oddać! – podchwyciła inna.
– Żaden sąd, my ich tak osądzimy, że nas popamiętają – odcięła się Welika Byczwarowa, gotowa sama rozprawić się z każdym, kto zastąpiłby jej drogę.
Odważne słowa, które wyrzekła Welika, sprawiły, że kobietom przeszły ciarki po plecach. Rozbiegły się po okolicy, żeby zebrać ludzi. Po chwili nad wsią rozległ się dźwięk dzwonów bijących jak na trwogę.
Bim, bam… Bim, bam… Bim, bam…
Oszołomieni ludzie wyszli na ulice.
– Gdzie się pali, co się dzieje?… – pytały się jedna drugiej, porzuciwszy uprzednio swoje domowe zajęcia.
– My płoniemy, a rządcy kradną zboże – zakrzyknęły kobiety, które wiedziały już, dlaczego biją dzwony.
– Biegnijcie przed urząd, złapiemy złodziei! – krzyczały inne, a dzwony zabiły jeszcze pospieszniej i bardziej trwożliwie.
– Naprzód! Zemścimy się na złodziejach… – poniósł się czyjś głos i tłum ruszył jeszcze bardziej zawzięcie.
Nie godziny, a minuty wystarczyły, aby duży wiejski plac wypełnił się buntownikami. Jeszcze nigdy w tym miejscu nie zebrało się tylu ludzi naraz. Wystraszeni i pełni poczucia winy urzędnicy i sekretarze zamknęli drzwi urzędu. Magazynierzy zatrzasnęli zamki na rygle i ukryli się w składach.
– Pokryły się dranie, ale nie ujdzie im to na sucho – zaczęły wykrzykiwać zebrane.
– No dalej, wychodźcie synalki, żeby was ludzie zobaczyły!… – krzyczeli drudzy.
Ale nikt nie ośmielił się pokazać. Co śmielsze kobiety przepchnęły się przez tłum i wyszły naprzód. Zbliżyły się do drzwi i zaczęły walić gniewnie swoimi kijami.
Zamiast odpowiedzi, z okien poleciały w stronę zebranych grudy soli kamiennej.
– A więc to tak… Poczekajcie, pokażemy wam, jak biją kobiety…
Tłum nieznacznie się cofnął, a w stronę drzwi i okien poleciał grad kamieni. Poniósł się brzęk i trzask zbitego szkła, potłuczonych dachówek i tępe uderzenia w drewniane drzwi składów i urzędu. Ponad 2000 osób wyładowywało swój gniew na tych, którzy chcieli handlować ich nieszczęściem.
I tłum ponownie ruszył przed siebie. Drzwi zatrzeszczały, oderwały się od framug i upadły z trzaskiem. Na śmierć wystraszeni, osłupieni „strażnicy ładu społecznego” poukrywali się po kątach. Kobiety wparowały do urzędowych składów i zaczęły bić kijami każdego, kto im się nawinął.
– Czekajcie! ‒ prosił wystraszony poborca Ilija Awramczew.
– Mów, draniu, gdzie schowaliście zboże?! – wrzeszczała Oczka Arichtewa i uderzyła pałką zamarłego ze strachu poborcę.
– Nic nie wiem, panienko – wyjęczał, oblany zimnym potem.
Podczas gdy trwało starcie w urzędzie, buntowniczki Welika Karaneszewa, Marija Popowa, Elena Boczewa i kilka innych wyciągnęły na plac radnego Christo Tichczewa.
– Buu… buu..
– Oddawaj chleb, nikczemniku!
– Niech nasi mężowie wrócą z frontu! – wykrzykiwały dalej i buczały, i zamierzały się to kijem, to kopniakiem.
Zrozumiawszy swoją beznadziejną sytuację, magazynier Dimityr Manew wyskoczył tylnymi drzwiami składu i popędził ile sił w nogach w stronę potoku.
– Dalej, łapcie hajduka, bijcie! – wołały za nim kobiety i zamierzały się na niego chwytanymi w biegu kamieniami. Kamienie waliły go po piętach, ale on nie przestawał biec, a w końcu zniknął między ogródkami i dziedzińcami.
– Dałyśmy mu uciec, nędznemu psu! – dało się słyszeć czyjeś lamenty i kobiety wróciły na plac, gdzie walka jeszcze trwała.
Niektórzy pachołkowie urzędników próbowali ich chronić i uspokoić rozwścieczony tłum, ale nic nie pomagało. Kobiety rzuciły się także na nich i odpłacały się laniem za ich elokwencję. Nikt już nie miał odwagi zbliżyć się do zbiorowiska. Walka wrzała. Przez okna leciały księgi i archiwa. Zabarykadowane okna i drzwi były porozbijane. Buntowniczki wzięły kilku wiejskich wielmoży pod rękę, prowadziły ich tak między ludźmi i kazały im na oczach wszystkich powiedzieć, gdzie sprzedali ukradzione zboże, gdzie jest cukier, mąka, gaz. Wzburzone i żądne krwi kobiety chciały odwetu za swoje nieszczęścia.
– Uciekajcie, nadchodzi wojsko…
Nastąpiła cisza, ale tłum się nie poruszył. Zaczęto szeptać. Matki poszukały wzrokiem swoich dzieci i przyciągnęły je do siebie. Gdy tylko żołnierze pojawili się na placu, rozstąpili się i okrążyli tłum. Stanąwszy na schodkach przed urzędem, jeden z oficerów próbował przekonać kobiety do odejścia.
– To, co robicie, jest niewłaściwe i ktoś z was może poważnie ucierpieć, jeśli nie zakończycie samosądu – krzyczał dalej.
– Co za brednie, oczywiście na ramionach masz złote pagony, a nasi mężowie w drewnianych trzewikach i obdartych płaszczach są na pierwszej linii frontu – odezwała się prowokująco jedna z kobiet.
– Jakbyś był na pierwszej linii, pewnie inaczej byś zaśpiewał, a tak to przychodzisz walczyć z kobietami – podchwyciła inna i tłum znów zaczął buczeć.
Zrozumiawszy sprawiedliwe żądania kobiet, niektórzy wojskowi włączyli się i zaczęli je popierać. Rozległy się jeszcze bardziej natarczywe okrzyki.
– Oddajcie nam mężów!
– Chleba!…
Trudno było zatrzymać falę gniewu zbuntowanego ludu. Żadne prośby ani wezwania nie były w stanie zatrzymać wezbranego żywiołu… Padający ze zmęczenia, bez porządnego politycznego przywództwa, które nakierowałoby ich na dalsze działania, ludzie porozdzielali się na grupy i zaczęli rozchodzić się do domów. We wsi ucichło.
Następnego dnia kobiety zajęły się swoją codzienną pracą na roli. Pod wieczór po wsi rozniosła się nowa wieść. Ponad 60 kobiet, organizatorek buntu, zostało aresztowanych w polu lub w swoich domach i zabranych na śledztwo w Gornej Orjachowicy.
Wymyślano im, straszono je, że zgniją w więzieniu za swoje zuchwalstwo, ale ani jedna z aresztowanych nie wystraszyła się, nie uroniła nawet łzy. Dzielne wojowniczki ze wsi Draganowo z każdym wypowiedzianym słowem demaskowały przedstawicieli ówczesnej władzy, trzymały się do końca swoich sprawiedliwych żądań, nalegały na powrót swoich mężów z frontu. Bezsilni śledczy, niemogący poradzić sobie z taką rzeszą upartych kobiet, wysłali je do Ruse. Ale i tutaj, przed wojskowym śledczym, buntowniczki zachowały męstwo i nie odstąpiły od swoich żądań.
– Wsadźcie nas do więzienia, nie boimy się tego, ale nie zapominajcie, że i tu może zapłonąć jak w Rosji, a wtedy biada wam! – mówiły śmiało i pewnie zatrzymane.
Te odważne słowa prostych i niewykształconych wieśniaczek przeraziły śledczych. Dlatego, po długich rozważaniach, wypuścili aresztowane kobiety, a także złożyli im pustą obietnicę, że wojna niedługo się skończy i ci, którzy nadużyli cierpliwości mieszkańców wsi, zostaną odwołani i ukarani.
Urzędnicy zostali zastąpieni innymi, ale nie poprawiło to położenia mieszkańców. Komisje rekwizycyjne kontynuowały konfiskatę jedzenia biednych. Głód trwał, ale oni – biedni i udręczeni ludzie – wiedzieli, że koniec jest bliski.
Od tego czasu minęło wiele lat. Nad ojczyzną świeci dziś słońce wolności, ale draganowianie wciąż śpiewają ułożoną w burzliwym 1918 roku pieśń buntowniczek.
„Na pierwszej linii: Wspomnienia i szkice z historii kobiecego ruchu socjalistycznego w Bułgarii”, red. Rada Todorowa i inni, BKP, Sofia 1960 (bułg. „На предни линии Спомени и очерци из историята на женското социалистическо движение в България”, Ред. комисия Рада Тодорова и др., БКП, София 1960)
Materiał powstał dzięki współpracy z Instytutem Literatury, wydawcą „Nowego Napisu”.
sołtys Draganowa. Jego tekst został umieszczony w zbiorze wspomnieniowym, poza tym pisał też np. teksty o pierwszym kinie w miejscowości. Zanim został sołtysem, dowodził młodzieżową brygadą budowlaną pracującą przy Przełęczy Republiki (1946‒1947).