fbpx
Ładowanie strony
Logotyp magazynu Mały Format

Dotychczas mieliśmy romanse losów ludzkich: miłości, zawodów i rozczarowań; gdyż do tych kilku zdarzeń i sytuacji sprowadzały się zazwyczaj dzieje losów.

Tak zwana powieść historyczna prezentowała właściwie to samo, z tą różnicą, że transponowała losy na dawne, przeszłe, „historyczne” tło: w ośrodku jej przecież stał zawsze „bohater” ze swym losem a wszystko, co się działo – działo się w aspekcie i perspektywie „bohatera” czynu, stanowiło tło jego życia albo materiał i surowiec jego czynów.

Metoda ta pozostawała w związku z romantycznym kultem indywidualności, z wiarą w jej absolutną samowystarczalność i decydującą rolę w historii; z ideologią, która doszła do doskonałego sformułowania i najpełniejszej racjonalizacji w Carlyle’owskim „kulcie bohatera”.

I właśnie wynikiem interpretacji historii jako zbioru bohaterskich czynów i ich dalszych konsekwencji – był fakt, że powieść historyczna dawnego typu nie pokazała życia samej historii, kolorowości jej faktów rzeczowych i banalnych, „romansowości” historii.

Dopiero specyficzna interpretacja, sprowadzająca historię do centralnego zdarzenia produkcji i centralnego motoru kapitału umożliwia wydobycie barwności historii.

(Oto sprawa produkcji: kiedy nadmiar staje się równie groźny jak brak i osiąga równowagę wojną; kiedy wojna może być produktem kapitału, skoncentrowanego na gałęzi przemysłu bez wojny nie mającego racji bytu; kiedy idee, mające regulować los produkcji – przerastają same siebie, dochodzą do absurdu, gdzie miały być jedynie logiką natury, jak na przykład tayloryzacja pracy. Oto okazuje się, że również idee, podobnie jak czyny, nabrzmiewają konsekwencjami i muszą wyładować się katastrofami).

Przy takiej interpretacji historii ludzie są już tylko „agentami losu” jak mówił Hegel i o tyle tylko ciekawi dla romansopisarza.

Romansem tak pojętej historii jest powieść Brunngrabera „Karol i wiek XX”. Jej właściwym bohaterem jest nieosobowy czas, wycinek wieku XX i należący doń, przygotowujący go, ostatni okres wieku XIX. Dawny „bohater” powieściowy schodzi tu do rzędu – nawet nie aktora historii, gdyż nie kształtuje swym losem dziejów idei – ale do rzędu biernego produktu historii. Przy tym pozostaje dawny schemat: człowiek na tle pewnych procesów historycznych.

Bohaterem powieści Brunngrabera »Karol i wiek XX« jest nieosobowy czas, wycinek wieku XX i należący doń, przygotowujący go, ostatni okres wieku XIX

Tę zbanalizowaną już koncepcję człowieka jako „produktu tła i warunków socjalnych” odświeżył niedawno w oryginalny sposób Tomasz Mann w „Górze Czarodziejskiej”; posłużył się tu koncepcją kameleonowości dziwacznej istoty zwanej „czasem”; stwierdzał oddziaływanie treści czasu nie tylko na treść duszy człowieka, ale i na jego organizm: Hans Castorp na przykład nie lubi pracy, lubi „czas nieobciążony ołowianymi ciężarami trudu, czas otwarty, leżący przed człowiekiem, nieodmierzony przeszkodami”; Castorp nie lubi pracy, gdyż ona nie służy jego organizmowi, a nie służy, gdyż jest w jakiś sposób niepotrzebna dla czasu bezideowego, nie stawiającego żadnych zadań człowiekowi. Tak ma się sprawa u Manna.

Brunngraber wybiera na surowiec swego romansu czas „ideowy” – jakkolwiek nie w znaczeniu walki o jakieś ideały; jest to czas – powiedzmy – negatywnego stadium idei: destruktywny czas pasożytowania kapitału.

Już sam wybór typu bohatera może i ma zapewne unaocznić zależność jednostki od „czasu”: wybór człowieka w gruncie rzeczy romantycznego, pełnego idealistycznej wiary w możliwości wewnętrzne decydującego o własnym losie człowieka, któremu warunki zewnętrzne (rezultat przemian ekonomicznych i politycznych) łamią szczęście i wszelkie próby życiowe.

Ten kontrast człowieka i czasu został ujęty w następującą refleksję:

„O, gdzież jest miłość, miłość, którą 13-letni Karol darował światu i której słusznie od niego oczekiwał? Gdyż miłość jest okrągłym systemem, którego człowiek nie nosi w sobie, lecz ma w nim udział, systemem, który nie musi się potwierdzić, gdyż – inaczej to być nie może – świat płynie w nim, jak w boskim oddechu”.

Trzy nagłówki gazetowe z dnia 23 lutego 1931, objęte wspólnym nagłówkiem „1931. Świat kroczy dalej” kończą ten romans wieku dwudziestego.

Jedna – to wzmianka o samobójstwie Karola Laknera, bezrobotnego.

Druga – to kuriozum polegające na obliczeniu wartości człowieka w markach: (człowiek jest wart 4 marki, gdyby przerobić go na produkty użytkowe, z których się składa, takie jak mydło – siedem kilogramów; żelazo – jeden gwóźdź; trochę sody itp.)

Trzecia notatka wreszcie odnosi się do …bocianów: oto „na pagórku, na którym corocznie zbierają się bociany przed odlotem do Europy – zauważono biel. Początkowo sądzono, że to śnieg. Lecz po bliższym wglądnięciu okazało się, że były to tysiące martwych bocianów. Znienacka spadł na nie wielki grad. I oto leżały na ziemi z połamanymi skrzydłami i nogami, bezładnie porozrzucane, jeden na drugim. Nad nimi krążyły obłoki innych bocianów, które, jak się wydawało, opłakiwały martwych braci”.

Te trzy, pozornie tylko niezależne i jak gdyby przypadkowo zestawione notatki – należą do siebie organicznie:

Pierwszą (samobójstwo bezrobotnego) łączy z drugą (przeliczenie człowieka na cztery marki) refleksja o bezwartościowości człowieka, którą życie zdaje się mu przypisywać; to połączenie i sposób referowania zawiera przy tym, mimo i poprzez całą rzekomą rzeczowość stwierdzonego faktu – protest.

A trzecia notatka, symboliczna, uwypukla tylko i podkreśla dwa pierwsze: stwierdza bezradność kreatury wobec niezależnej od niej konieczności, wobec logiki ogólniejszej, niż jest nią logika tęsknoty za życiem, logiki tak zwanego „żywiołu”.

Los człowieka złamanego logiką historii niczym nie różni się od losu bocianów, zabitych właśnie w chwili, kiedy chciały zacząć nowe życie.

Tak dochodzimy do stwierdzenia drugiej głównej tendencji życiowej, obok logiki dialektyki historycznej, dochodzącej w życiu do głosu. Otrzymuje ona nazwę „biologicznej tęsknoty człowieka”. Zostaje stwierdzona ze sympatią potraktowana w powieści.

Karol Lakner, bohater romansu, doświadcza na sobie tezę autora, że „gospodarcze uwarunkowanie jego pragnień co najmniej równą miało wartość, co przesłanki biologiczne”.

Karol Lakner wyrasta w przedwojennej atmosferze indywidualizmu, trwającej jako atmosfera psychiczna

Doświadcza tego, mimo że w świadomości jego nie istnieje ani zainteresowanie samym procesem ekonomicznym, ani świadomość związku między sprawami tego rzędu a losem jego życia codziennego.

„Nigdy nie interesował się polityką, lecz wstręt dla niej odczuwał w momentach, kiedy atakowano urządzenia z dawna przyjęte. Wszystko, co było pokryte patyną historii, co datowało się od dawna, napełniało go czcią bogobojną. Z tego też powodu nie miał sympatii dla socjalistów, których system »całkowicie opierał się na rozumie«” – tak charakteryzuje Brunngraber stosunek swego bohatera do tej sprawy, która przecież miała zmarnować mu życie.

Karol Lakner wyrasta w przedwojennej atmosferze indywidualizmu, trwającej jako atmosfera psychiczna, mimo że w tle zarysowują się kontury spraw, mających doprowadzić do katastrofy. Ten indywidualizm jest nacechowany wiarą w świat i życie i przekonaniem, że każdy sam decyduje o swym życiu i jest odpowiedzialny za udanie się jego lub upadek. Ten indywidualizm jest zatem pełen optymizmu, uwarunkowanego wiarą we własne siły.

Związek między optymizmem a świadomością społeczną Karola Laknera sprowadza autor do takiego określenia: „I ten właśnie optymizm izolował go od rzeczywistych splotów zdarzeń na świecie, zwłaszcza, że Karol o ich całokształcie nie miał pojęcia”.

Ta izolacja sprawiała, że Karol odnosił się z zupełnym zaufaniem do życia, że nawet wojnę włącza w życie i nawet roztańczone bary, którymi usypia się bunt ludzi i obok których przechodzą żołnierze idący na front.

Zbyt wielki miał szacunek dla otaczającego go świata, aby mógł się nie zgodzić z poszczególnymi jego zjawiskami” – taką diagnozę stawia tu Brunngraber.

Punktem zwrotnym w tym nastawieniu jest zdanie sobie w pewnej chwili sprawy, że byłoby teraz dla niego wyzwoleniem, gdyby „jako numer, jako człon włączyć się mógł w jakiś łańcuch, w grono górników albo robotników fabrycznych, aby mieć swą codzienną pracę i zapłatę za nią”. Dopiero na drodze okrężnej, rozczarowania i zmęczenia, dochodzi bohater powieści do tęsknoty za włączeniem go w jakąś społeczność.

Tak wygląda sytuacja oglądana przez pryzmat życia człowieka.

Ale to, co w książce jest najciekawsze – to jest zestawienie w suchych cyfrach i datach dziejów dialektyki historycznej: tu życie, cały zawikłany kłąb przyczyn i skutków, rytm grozy i fatalności, został pokazany w suchych zestawieniach liczbowych i wyliczeniach faktów.

Te rzeczowe fakty i obliczenia stanowią drugi gatunek fantastyki, drugi w zestawieniu z fantastyką marzeń i kolorowości losu ludzkiego, mającego w sobie zawsze element nieprzewidywalności. I ten właśnie gatunek nowy, ta fantastyka banalnych gestów i liczb zwycięża w romansie swą kolorowością – barwność tak zwanego życia, tej nieokreślonej bliżej i niezrozumiałej w swym znaczeniu, a jednak tak dobrze rozumianej rzeczy zwanej „życiem”.

I w końcu jednak chcielibyśmy znać ostateczną konkluzję romansu.

Pomyłką jest mianowicie twierdzenie, jakoby reportażowa metoda komponowania polegała jedynie na kumulowaniu możliwie dosłownych faktów, nieobciążonych żadną nadbudową oceny. Już sam dobór faktów i sam rodzaj zestawień zawiera w sobie ocenę. W omawianej powieści należą nadto do kompozycji refleksje – dołączane do zestawień dat i cyfr.

I nie możemy inaczej rozumieć oceny, jak: przy stwierdzeniu logiki i nieubłagalności, zawartej w dialektyce życia – rehabilitacja nieokreślonego romantyzmu i tęsknoty za czymś mglistym, określana mianem „piękna” czy „szczęścia”, otrzymujących tutaj bardziej współczesną nazwę: „biologicznej tęsknoty człowieka”.

O tej rehabilitacji, o proteście przeciw zanulowaniu człowieka przez logikę kapitału reprezentującego w danym momencie logikę fazy historycznej – świadczy wybór bohatera, człowieka, który „polityki nie lubiał”.

O proteście przeciw zanulowaniu człowieka przez logikę kapitału świadczy wybór bohatera, człowieka, który »polityki nie lubiał«

Równocześnie przedstawiona została historia produkcji i polityki jako przebieg nieubłagany i nieodwracalny, taki, że kiedy „ludzie wchodzą w sferę owej nieuniknionej konieczności, wpadają w jakąś szaleńczą gorliwość…”, „są sfanatyzowanymi aktorami…”.

W charakterze książki, w jej reportażowej metodzie, leży stwierdzanie faktów i tendencji. Mimo ideologicznej podstawy, nie jest to książka propagandowa: nie przechodzi ponad pewnymi tendencjami życia, które chciałoby się – z punktu widzenia czystości linii ideowej – przemilczeć: więc właśnie taką na przykład tendencję banalną „biologicznej tęsknoty człowieka”.

Przy proteście przeciw historii, traktującej człowieka jako nieporadną i mało wartą zabawkę, pozostawałby postulat człowieka, rozumiejącego historię i włączającego się z całą świadomością i planowością swego życia w formę, która jest w danej chwili konieczna wobec takich a nie innych faz przeszłych.

Działanie artystyczne tej książki polega właśnie na jej charakterze w pełnym tego słowa znaczeniu reportażowym: dane są fakty o nadbudowie ideologicznej, ale nie propagandowej.

Tu mają fakty same mówić, nie poprzez wprost podaną, uproszczoną myślowo propagandę. Zrezygnowano tu z elastyczności i łatwości pojęć, dających się naginać, dowolnie upraszczać i pomijać dla pewnych celów – na rzecz życia samego, które zawsze jest trudne i wielościenne.

Dzięki takiej metodzie udało się tu sformułować aktualność jako dzieło sztuki, co nie jest, dla różnych przyczyn, takie łatwe, jakby wydawać się mogło.

 

 

Tekst ukazał się pierwotnie w „Przeglądzie społecznym”, 1935, nr IX. W przedruku zmodernizowano ortografię i interpunkcję.

„Figury dni"

Cykl tekstów poświęcony Deborze Vogel (1900-1942), żydowsko-polskiej prozaiczce, poetce, krytyczce i filozofce. Kliknij, by zobaczyć pozostałe teksty z cyklu.

Ilustr. Jagoda Jankowska

Debora Vogel (1900–1942)
żydowsko-polska pisarka awangardowa, filozofka, tłumaczka. W swojej twórczości Vogel próbowała dokonać translacji doświadczeń sztuki modernistycznej (kubizmu, konstruktywizmu) na język literatury. Vogel była też krytyczką i teoretyczką modernistycznej sztuki i literatury, w tym przede wszystkim montażu literackiego i fotomontażu, propagatorką nowych trendów. Blisko związana z lwowską grupą Artes. Przyjaciółka i intelektualna partnerka Brunona Schulza – to w postscriptach do listów pisanych do Vogel powstawały pierwsze wersje Sklepów cynamonowych. Publikowała po polsku, hebrajsku i w jidysz. W formie książkowej ukazały się dwa tomy wierszy: Tog-figurn (Figury dnia, 1930), Manekinen (Manekiny, 1934) oraz montaże w dwu wersjach językowych Akacjes blien i Akacje kwitną (jid. 1935, pol. 1936). Zginęła zamordowana w getcie lwowskim wraz z całą rodziną, jej zwłoki odnalazł przyjaciel i ilustrator jej tekstów – malarz Henryk Streng (Marek Włodarski).
redakcjaKuba Nowacki

„Figury dni"

Cykl tekstów poświęcony Deborze Vogel (1900-1942), żydowsko-polskiej prozaiczce, poetce, krytyczce i filozofce. Kliknij, by zobaczyć pozostałe teksty z cyklu.

Ilustr. Jagoda Jankowska

POPRZEDNI

rozmowa  

Rozmiary pustki – ankieta literacka

— Andrzej Frączysty

NASTĘPNY

szkic  

Kilka uwag o współczesnej inteligencji

— Debora Vogel