fbpx
Ładowanie strony
Logotyp magazynu Mały Format

W ostatnim w tym roku (a zarazem w tej dekadzie) numerze „Małego Formatu” publikujemy pierwszą część ankiety, w której pytamy o najważniejszy, najciekawszy, najbardziej niedoceniony lub najbardziej reprezentatywny utwór literacki ostatniego dziesięciolecia. Kolejne wypowiedzi ankietowe będziemy przedstawiać sukcesywnie w kolejnych numerach MF w 2020 roku. Na początek głosy Jarosława Fazana, Pawła Kaczmarskiego, Adama Lipszyca i Joanny Orskiej.

 

Jarosław Fazan 

Wskazanie jednej najważniejszej książki w mijającej właśnie dekadzie wydaje mi się trudne, szczególnie że podsumowanie takie jest nieuchronnie poddane presji chwili, w której wskazujemy ten a nie inny utwór. Poza tym podajecie cztery kategorie, w których na pierwszych miejscach mogą znaleźć się różne dzieła, bowiem najbardziej niedoceniony tekst nie jest zwykle najważniejszy, od tych najważniejszych różnią się często teksty najciekawsze. Jak z tego wybrnąć? Nie wiem, czy zwyczajne wyliczenie dzieł spełniających te różne kryteria nie jest najlepszym rozwiązaniem? Pragnę też dodać, że ponieważ żyjemy w czasach na plan pierwszy wysuwających doświadczenia zbiorowe, wybieram dzieła podejmujące te właśnie kwestie. Zatem – uważam, że „Chochoły” Wita Szostaka to książka najbardziej niedoceniona, wydana w „smoleńskim” roku 2010, napisana jeszcze przed katastrofą, jest najwnikliwszą literacką diagnozą rozpadu pewnego modelu polskiej wspólnoty, który dokonuje się na naszych oczach (w naszych życiach). Najciekawsze dla mnie były kolejne zbiory wierszy Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego, wybieram z nich „Nie dam ci siebie w żadnej postaci” (2016) z uwagi na frapujące ujęcie typowych tematów Dyckiego – choroby, relacji z matką, pogranicza polsko-ukraińskiego, sztuki poetyckiej – w kontekście propagandy telewizyjnej (doby stanu wojennego), co łączy się (nie)oczekiwanie z naszą teraźniejszością. I wreszcie utwór najważniejszy i najbardziej reprezentatywny, a może – najważniejszy, zatem najbardziej reprezentatywny? Tutaj też nie umiem zadowolić się jednym wskazaniem. Nobel dla Olgi Tokarczuk jest wydarzeniem tak istotnym i – co rzadkie dziś – radosnym, że nie sposób pominąć jej znakomitej książki z ostatniej dekady, w której jako pisarka osiągnęła mistrzostwo. „Księgi Jakubowe” (2014) są powieścią niezwykłą. Z jednej strony bowiem należą do jednego z głównych nurtów literatury przełomu wieków, którą chętnie nazwałbym (za Teodorem Parnickim) prozą historyczno-fantastyczną, czyli taką która przywołuje dzieje w fikcyjnej aranżacji a jednocześnie buduje archeologię teraźniejszości, tworzy obrazy przeszłości formujące nasz dzisiejszy sposób myślenia; z drugiej zaś – dzięki niezwykłej finezji stylistycznej i znakomitej konstrukcji bohaterów – przypominają prozę dziś już niemal nieistniejącą, re-kreującą humanizm po wszystkich jego nowoczesnych demontażach. Tokarczuk nie wraca do historii ponieważ poszukuje broni przeciwko inaczej myślącym, ale dlatego, że chce zrozumieć złożoność nowoczesności w jej wschodnioeuropejskim punkcie wyjścia. Dlaczego zatem same „Księgi Jakubowe” nie wystarczą? Bo w tym samym 2014 r. ukazała się inna proza autora, który tak jak Tokarczuk, współtworzył nowe otwarcie polskiej literatury po 1989 r., a po ćwierćwieczu dostrzegł podobny zwrot. Chodzi mi o „Wschód” Andrzeja Stasiuka, który wraz z „Księgami Jakubowymi” odsłania inną niż zachodnia orientację polskiej kultury. W obu tych książkach pojawia się swoiste memento, że nieprzepracowana przeszłość, bez względu na to, czy odległa, czy bliska, uniemożliwia osiągnięcie nowej formy życia jednostkowego i zbiorowego. Wydaje się, że niestety ta niemożliwość była jednym z fundamentalnych polskich doświadczeń kończącej się dekady.

 

Paweł Kaczmarski

Kiedy redakcja „Małego Formatu” zaproponowała mi udział w poniższej ankiecie – możliwość eksplicytnego upomnienia się o jeden tekst opublikowany w ubiegłej dekadzie, który nie zdobył, przynajmniej w polskim kontekście, należnej uwagi i recepcji – w zasadzie od razu wiedziałem, o jakim autorze chciałbym wspomnieć; nie byłem tylko pewien, którą z jego książek należałoby szczególnie wyróżnić. Wybierałem właściwie między dwoma tytułami – ten, na który ostatecznie padło, wygrał nie tyle nawet ze względu na narracyjny rozmach (ponad 1200 stron – jedna z dziesięciu najdłuższych powieści języka angielskiego), co przez to, że da się go czytać jako rzecz autonomiczną, wyrwaną z kontekstu dłuższej publikacyjnej serii (w wypadku konkurencyjnego tytułu byłoby z tym dużo gorzej).

Autorem jest Alan Moore, książką – „Jerusalem”, ezoteryczna, modernistyczna, porywająca opowieść o historii Northampton, narodzinach kapitalizmu, idei bogactwa, dorastaniu, szaleństwie i wizyjności języka angielskiego. (Konkurencyjnym tytułem był ostatni zeszyt/rozdział „Century”, trzeciego tomu komiksowego „The League of Extraordinary Gentlemen” – fantastyczny, ostry choć niejednoznaczny komentarz na temat powojennej kultury Zachodu). „Jerusalem” to książka zaporowo trudna, absolutnie niepozbawiona wad, ale przekraczająca wszelkie gatunkowe ramy w celu powiedzenia czegoś zasadniczego z perspektywy, która byłaby naraz głęboko osobista i historycznie doniosła. Coś, co nie udaje się prawie nigdy w reportażu i prozie non-fiction (mimo ich deklarowanych celów i założeń), a w poezji tylko od czasu do czasu (chociaż i tak dużo częściej niż gdziekolwiek indziej), Moore robi raz po raz, z siłą i przekonaniem.

Upomnienie się o „Jerusalem” to oczywiście w dużej mierze upomnienie się o Moore’a jako takiego – jest coś zwyczajnie dziwnego, trochę wstydliwego w tym, że w Polsce dyskusja o nim jest ciągle ograniczona głównie do obiegu gatunkowego i fanowskiego, tak, jakby jego upodobanie do komiksowego medium i ekscentryczna persona maga-anarchisty były przeszkodą nie do przeskoczenia dla większości „poważnych” literaturoznawców, krytyków, dziennikarzy. Nawet wysokobudżetowy serialowy sequel do Watchmen, wyprodukowany ostatnio przez HBO i całkiem nieźle u nas promowany, nie wydaje się zdolny do przełamania owego niszowego wizerunku pisarza.

A szkoda: Moore porusza się z anarchistyczną werwą i świetną umiejętnością politycznej analizy między najbardziej złożonymi konwencjami współczesnej kultury, proponując – jak w Jerusalem – zupełnie nieoczywiste połączenia. Jako jeden z niewielu tworzących dziś autorów proponuje taki namysł nad korzeniami nowoczesności, który nadal wydaje się oryginalny, ciekawy, relewantny dla czytelnika i czytelniczki.

 

Adam Lipszyc

Po pierwsze, pozwolę sobie ograniczyć się do literatury polskiej, bo o niej w takim miejscu i momencie warto chyba jakoś szczególniej. Po drugie, chciałbym zaznaczyć, że gdyby wolno mi byłoby wybrać więcej niż jeden utwór, to obok książki, o której zaraz, wskazałbym trzy wydarzenia poetyckie, przypisane do trojga wspaniałych autorów. Byłyby to (chronologicznie) „Wyrazy uznania” Piotra Janickiego, tom przekładów z Charlesa Reznikoffa pióra Piotra Sommera i „Dziecko z darów” Justyny Bargielskiej. W pył rozpadną się publikowane w mijającej dekadzie tomy prozatorskich dyrdymałów i poetyckich farmazonów, a te trzy książki będą trwać i oddziaływać mocą klarowności i precyzji, z jaką przychwycono w nich czas, codzienność i czucie. Dotyczy to zresztą wielu innych rzeczy autorstwa tej świetnej trójki.

Skoro wszakże muszę wybrać jeden utwór, chciałbym wskazać książkę siódmą, zupełnie inną i dla mnie w tej dekadzie rzeczywiście najważniejszą. Ten wybór jest trochę nielegalny, bo książka powstawała przez ponad 40 lat, a na dodatek ma aż dwóch autorów, ale jako książkę właśnie wydano ją dopiero w ostatniej dekadzie. Idzie mianowicie o „Listy 1939-1982” Józefa Czapskiego i Ludwika Heringa. Ze wszystkich rzeczy w literaturze polskiej, które ukazały się w mijającej dziesięciolatce, to dwutomowe dzieło zrobiło na mnie największe wrażenie, a to ze względu na oszałamiające piękno, wewnętrzną siłę i wielowarstwową mądrość tej książki. Gdy ją przeczytałem, byłem przekonany, że zaraz wszyscy o niej będą mówić i że data publikacji tej książki wyznaczy – tak, tak – cezurę w dziejach literatury polskiej. Tak się nie stało, ale – jeszcze zobaczymy!

To wiele książek w jednej: to jedna z najpiękniejszych, a zarazem najsmutniejszych powieści miłosnych spisanych w polszczyźnie, gdzie dwaj wielcy ludzie mówią o łączącym ich uczuciu otwarcie i subtelnie; to trwający lata, arcyintensywny dialog dwóch duchów uczuciowo sobie najbliższych, lecz pod względem wrażliwości, drogi i zapatrywań skrajnie przeciwstawnych, dialog pełen pasji, czasem gniewu, a zarazem najgłębszego zrozumienia; to nieoczywisty obraz najnowszych dziejów kultury polskiej, wyłaniający się z rozmowy między kluczowymi przedstawicielami nader odmiennych środowisk; to wreszcie arcyrozdzierające studium smutku i literackiego milknięcia Ludwika Heringa – autora wielkiej, wstrząsającej Mety, także opublikowanej w całości dopiero w mijającej dekadzie – którego geniusz ugiął się po trosze pod naporem skrajnego perfekcjonizmu, przede wszystkim zaś pod naporem grozy tego świata, którą Hering odczuwał z nieprzytępioną niczym wrażliwością. Jako zapis tego skrajnego cierpienia, którego szarpanym wyrazom Czapski przysłuchuje się z niemal tak samo poruszającą cierpliwością, jako antydzieło precyzyjnie rejestrujące najgłębsze powody twórczej niemożności, a tym samym mimowiednie a bezstratnie zastępujące dzieło właściwe – dzieło wrażliwości wystawionej na koszmar świata – ta książka po prostu nie ma sobie równych.

 

Joanna Orska

Pytanie postawione przez redakcję „Małego Formatu” chciałabym trochę przekręcić, przede wszystkim dlatego, że podszyte zostało tak zdecydowanie historycznoliterackim zamysłem. Podsumowywanie dekady, nawet z uwzględnieniem rozmaitych gatunków i publikacji obcojęzycznych, to odrabianie zadania domowego przy założeniu, że lekcja została wyczerpana i że wystarczy powtórzyć jej najważniejsze tezy. Tymczasem dzisiaj mówi się, że bliskie sobie pokolenia czytelników nie znajdują odpowiednich środków przekładu własnej świadomości, żeby skutecznie się porozumieć. Nawet jeśli te nieporozumienia i różnice są fetyszyzowane w poszukiwaniu różnicy, dowodzi to nie tylko permanentnej adolescencji, ale też zupełnie tradycyjnego nastawienia na nowość, na ciągłą zmianę – taka świadomość zaś nie lubi podsumowań. Pomimo coraz żywszej obecności czasopism internetowych w życiu literackim i choć to właśnie dzięki nim podtrzymywana jest rozmowa o książkach – recenzji krytycznych jest w dalszym ciągu na to wszystko zbyt mało. W przypadku niektórych publikacji takie nienadążanie okazuje się wręcz szkodliwe. Postanowiłam więc wymienić polskie książki poetyckie, o których chciałam napisać i nie zdążyłam – zwracając przy tym uwagę na pozycje, które są niedorecenzowane, jak na przykład opublikowany przez wydawnictwo Wolno „debiut” Krystyny Miłobędzkiej „Spis z natury”. Z czułością wydana, przepiękna książka (nawet trzy książeczki w jednym pudełku) ukazała się co prawda niedawno i może jeszcze będziemy o niej rozmawiać, ale mam wrażenie, że jak na rangę i wybitność autorki publikacja cieszy się naprawdę miernym zainteresowaniem – trudno powiedzieć dlaczego. Do tomów docenionych, ale właściwie przy nieobecności krytycznych wypowiedzi, należą na przykład „Utylizacja. Pęta miast” Tomasza Bąka czy „wsie, animalia, miscellanea” Macieja Bobuli. W „Utylizacji” Bąka siła wyrazu zależy od kreacji podmiotu – rozpikselowanego super-bohatera, jakoś przy tym Apollinaire’owskiego. Nie zdążymy omówić tej świetnej książki także dlatego, że mamy już przed sobą następne zadanie w postaci „Bailoutu”. Jeśli chodzi o Bobulę bardzo ciekawie zostaje ograna w jego debiucie strategia poetyckiej „wiejskości”: intelektualny wywód, przełamany na trzy różne rodzaje wiersza – rozpisany został pomiędzy lirycznym rezonowaniem a pewną „siermiężnością”, naturalizmem wyrazu. Świadomość gestu poetyckiego rozmyta została przez dyskusje związane z jego ważnym politycznie wystąpieniem, towarzyszącym Silesiusowej nagrodzie. Niedostrzeżony i niedoceniony, a niezwykle precyzyjnie wymyślony i skonstruowany tom napisał Michał Pranke. „Rant” to książka-rak; czyta się ją zgodnie z zamysłem autora od początku do końca i na odwrót, ale można także podążać za nią w dwie strony do środka, zależnie od interpretacji nadbudowując treść lub ją tracąc. Niektóre wiersze, a nawet linijki to także raki – zachowują/odwracają swój sens czytane w każdą stronę. Jednak najbardziej nieomówioną i niedocenioną jednak książką dekady, tym razem ze względu na przerastającą czytelników w każdym możliwym aspekcie maestrię wykonania, pozostaje maszyneria poematu „Nie” Konrada Góry. Jej zasady pozostaną po prostu tajemnicą autora – być może po prostu nie ma osoby, której starczyłoby (żałobnego) czasu na takie nenia, na ogarnięcie w pełni tragedii pracowników fabryki Rana Plaza. Takich nie dość omówionych, a poetycko fascynujących zjawisk jest w ostatnim dziesięcioleciu więcej. Poezja Ilony Witkowskiej, milczącej obecnie Kiry Pietrek, Barbary Klickiej, Piotra Janickiego czy (nieustająco) Cezarego Domarusa – to wszystko przykłady estetyk, które chciałabym opisać. Oczywiście ci poeci cieszą się często przynajmniej niewielką, za to bardzo profesjonalną recepcją. Bywa jednak, że książki autorów nominowanych do nagród są po prostu później ścinane do kilku stosowanych w szybkiej komunikacji szablonów. Na pewno o wielu poetyckich projektach w tym miejscu nie wspomniałam – tego co, ciekawe, jest dzisiaj w poezji tak dużo, że pewnie wymieniać by można te „nieopisane” pozycje w nieskończoność.

 

 

Podsumowanie dekady (2010-2019)

Cykl tekstów o najważniejszych zjawiskach w literaturze ostatniej dekady. Kliknij, by zobaczyć pozostałe teksty z cyklu.

Ilustr. Katarzyna Drewek-Wojtasik.

Jarosław Fazan

Historyk literatury XX wieku, edytor pism Tadeusza Peipera, zajmuje się głównie literaturą polską XX i XXI wieku oraz krytyką literacką. Zainteresowania związane z awangardą dotyczą twórczości Tadeusza Peipera, związków sztuki innowacyjnej modernizmu z psychozami oraz polskiej awangardy wileńskiej lat 30. XX wieku, skupionej wokół czasopisma i grupy „Żagary”. Autor książki „Od metafory do urojenia: próba patografii Tadeusza Peipera" (2011).

Paweł Kaczmarski

(ur. 1991) – krytyk literacki. W swojej działalności krytycznej i naukowej zajmuje się literaturą najnowszą, w tym poezją. Doktorant w Zakładzie Historii Literatury Polskiej po 1918 roku Uniwersytetu Wrocławskiego. Kilkukrotnie nominowany do dolnośląskiej nagrody kulturalnej Warto. Współpracował m.in. z „Praktyką Teoretyczną”, „Arterią”, „Literą”, „Twórczością” i „Odrą”. Pełni funkcję dyrektora programowego Mikrofestiwalu – międzynarodowego festiwalu nowej poezji. Mieszka we Wrocławiu.

Adam Lipszyc

Eseista i tłumacz. Pracuje w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN, uczy w Collegium Civitas. Autor m.in. książek „Rewizja procesu Józefiny K. i inne lektury od zera” (2011), „Sprawiedliwość na końcu języka. Czytanie Waltera Benjamina” (2012) oraz "Czerwone listy. Eseje frankistowskie o literaturze polskiej" (2018).

Joanna Orska

krytyczka literacka, autorka książek "Przełom awangardowy w dwudziestowiecznym modernizmie w Polsce", "Liryczne narracje. Nowe tendencje w poezji polskiej 1989-2006" i "Republika poetów. Poetyckość i polityczność w krytycznej praktyce"). Publikowała m. in. w "Tekstach Drugich", "Ruchu Literackim", „Odrze”, "Twórczości", "FA-arcie", „Dodatku LITERAckim”, "Nowych Książkach".


Podsumowanie dekady (2010-2019)

Cykl tekstów o najważniejszych zjawiskach w literaturze ostatniej dekady. Kliknij, by zobaczyć pozostałe teksty z cyklu.

Ilustr. Katarzyna Drewek-Wojtasik.

Jarosław Fazan

Historyk literatury XX wieku, edytor pism Tadeusza Peipera, zajmuje się głównie literaturą polską XX i XXI wieku oraz krytyką literacką. Zainteresowania związane z awangardą dotyczą twórczości Tadeusza Peipera, związków sztuki innowacyjnej modernizmu z psychozami oraz polskiej awangardy wileńskiej lat 30. XX wieku, skupionej wokół czasopisma i grupy „Żagary”. Autor książki „Od metafory do urojenia: próba patografii Tadeusza Peipera" (2011).

Paweł Kaczmarski

(ur. 1991) – krytyk literacki. W swojej działalności krytycznej i naukowej zajmuje się literaturą najnowszą, w tym poezją. Doktorant w Zakładzie Historii Literatury Polskiej po 1918 roku Uniwersytetu Wrocławskiego. Kilkukrotnie nominowany do dolnośląskiej nagrody kulturalnej Warto. Współpracował m.in. z „Praktyką Teoretyczną”, „Arterią”, „Literą”, „Twórczością” i „Odrą”. Pełni funkcję dyrektora programowego Mikrofestiwalu – międzynarodowego festiwalu nowej poezji. Mieszka we Wrocławiu.

Adam Lipszyc

Eseista i tłumacz. Pracuje w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN, uczy w Collegium Civitas. Autor m.in. książek „Rewizja procesu Józefiny K. i inne lektury od zera” (2011), „Sprawiedliwość na końcu języka. Czytanie Waltera Benjamina” (2012) oraz "Czerwone listy. Eseje frankistowskie o literaturze polskiej" (2018).

Joanna Orska

krytyczka literacka, autorka książek "Przełom awangardowy w dwudziestowiecznym modernizmie w Polsce", "Liryczne narracje. Nowe tendencje w poezji polskiej 1989-2006" i "Republika poetów. Poetyckość i polityczność w krytycznej praktyce"). Publikowała m. in. w "Tekstach Drugich", "Ruchu Literackim", „Odrze”, "Twórczości", "FA-arcie", „Dodatku LITERAckim”, "Nowych Książkach".

POPRZEDNI

szkic  

Bywa rewolucyjna. Podsumowanie roku 2019 w poezji

— Jakub Skurtys

NASTĘPNY

rozmowa  

Ankieta e-literacka. Podsumowanie dekady w kulturze cyfrowej

— Paulina Chorzewska