fbpx
Logotyp magazynu Mały Format

Yukio Mishima

„Złota Pagoda", PIW, Warszawa 2018, s. 301.

Fe­no­men Yukio Mi­shi­my, któ­re­go twór­czość jest w Pol­sce re­pre­zen­to­wa­na w nader skrom­nych daw­kach, zwy­kło się oma­wiać przez pry­zmat jego sa­mo­bój­czej śmier­ci, po­prze­dzo­nej dra­ma­tycz­ną próbą prze­pro­wa­dze­nia za­ma­chu stanu późną je­sie­nią 1970 roku. W Kraju Kwit­ną­cej Wiśni ten ra­dy­kal­ny czyn do dzi­siaj budzi sporo kon­tro­wer­sji, Ja­poń­czy­cy zaś z re­gu­ły nie­chęt­nie od­no­szą się do fa­na­ty­zmu swo­je­go ro­da­ka, kie­ru­jąc się pra­sta­rą za­sa­dą kon­fu­cjań­ską – jeśli coś brzyd­ko pach­nie, naj­le­piej to za­kryć. Sam Mi­shi­ma, gdy jesz­cze żył i mógł sta­nąć we wła­snej obro­nie, tak sfor­mu­ło­wa­ne za­rzu­ty od­pie­rał z wła­ści­wą sobie prze­ko­rą: „To, co piszę, nigdy nie po­wsta­je z fa­na­ty­zmu. Tylko moje me­ta­fo­ry by­wa­ją fa­na­tycz­ne, po­nie­waż tak mi pilno, by prze­ka­zać swoje po­glą­dy”[1]. A czy w takim razie czyn sa­mo­bój­czy można by przy­pi­sać do po­rząd­ku me­ta­fo­rycz­ne­go? Wszak nawet ce­sarz Hi­ro­hi­to, któ­re­mu po­przez akt sep­pu­ku rze­ko­mo zo­stał od­da­ny hołd, oka­zu­je się – wedle słów au­to­ra „Wy­znań maski” – wy­łącz­nie „fan­to­mem, spo­so­bem na wznie­sie­nie się ponad po­chła­nia­ją­cy wszyst­ko ego­izm i za­chod­ni ma­te­ria­lizm”[2].

Jak by nie oce­niać tej bru­tal­nej, wy­mie­rzo­nej wła­sną ręką śmier­ci, dzie­ło Mi­shi­my za­świad­cza o nie­by­wa­łej in­ten­syw­no­ści, z jaką chło­nął on życie we wszel­kich jego prze­ja­wach. Wzno­wio­na wła­śnie w Pań­stwo­wym In­sty­tu­cie Wy­daw­ni­czym „Złota Pa­go­da” w tłu­ma­cze­niu Anny Zie­liń­skiej-El­liott to tylko skrom­na część bo­ga­tej spu­ści­zny pi­sar­skiej Ja­poń­czy­ka, choć rzu­ca­ją­ca sporo świa­tła na jego po­glą­dy fi­lo­zo­ficz­ne i es­te­tycz­ne. Wy­da­na ory­gi­nal­nie w 1956 roku, sta­no­wi­ła nie­ja­ko roz­ra­chu­nek au­to­ra z wcze­śniej­szą po­wie­ścią pt. „Shio­sai” („Szum fal”), je­dy­nym w do­rob­ku Mi­shi­my ro­man­sem za­koń­czo­nym happy endem. Akcja „Zło­tej pa­go­dy” ba­zu­je na rze­czy­wi­stym wy­da­rze­niu: w 1950 roku młody mnich Yoken Hay­ashi z nie­wy­ja­śnio­nych do końca po­bu­dek pod­ło­żył ogień pod słyn­ną świą­ty­nię bud­dyj­ską w Kioto, ty­tu­ło­wą Kin­ka­ku-ji (któ­rej nazwę można rów­nież prze­tłu­ma­czyć jako „Złoty Pa­wi­lon” bądź „Świą­ty­nię Zło­te­go Pa­wi­lo­nu”), uzna­wa­ną po­wszech­nie za sym­bol na­ro­do­wy. Na uwagę za­słu­gu­je nie­wąt­pli­wie fakt, że o ile wcze­śniej pi­sarz tra­we­sto­wał utwo­ry an­tycz­ne, pró­bu­jąc uwspół­cze­śniać ich zło­żo­ną war­stwę fa­bu­lar­ną, o tyle tym razem po­sta­no­wił oprzeć się na ak­tu­al­nym, bo po­cho­dzą­cym sprzed za­le­d­wie kilku lat, gło­śnym me­dial­nie wy­da­rze­niu. Fa­scy­na­cja tra­ge­dią grec­ką czy XVII-wiecz­nym kla­sy­cy­zmem fran­cu­skim ob­ja­wia się w tym przy­pad­ku nie tyle na płasz­czyź­nie te­ma­tycz­nej, ile for­mal­nej – Mi­shi­ma nie re­zy­gnu­je bo­wiem ze sto­so­wa­nia iście że­la­znych reguł kom­po­zy­cji tek­stu i nawet w naj­bar­dziej wy­ra­fi­no­wa­nych par­tiach po­wie­ści udaje mu się za­cho­wać przej­rzy­stość wy­wo­du. W ar­ty­ku­le za­ty­tu­ło­wa­nym „Waga sedai no ka­ku­mei” („Re­wo­lu­cja na­sze­go po­ko­le­nia”) wła­sną po­sta­wę ar­ty­stycz­ną scha­rak­te­ry­zo­wał jed­nym cel­nym zda­niem: „Ory­gi­nal­ność jest perłą, którą można od­kryć w morzu uni­wer­sa­li­zmu”[3]. Mor­der­czy wręcz wy­si­łek nad wy­pra­co­wa­niem bez­błęd­ne­go stylu był ści­śle po­wią­za­ny z per­fek­cjo­ni­zmem pi­sa­rza, ale świad­czył też o pró­bie po­wścią­gnię­cia na­tręt­nej uczu­cio­wo­ści spod znaku szko­ły ro­man­tycz­nej okre­su Shōwa. Nie bez zna­cze­nia po­zo­sta­wa­ły także czyn­ni­ki ze­wnętrz­ne, czyli de­cy­zja Ja­po­nii o wstrzy­ma­niu wszel­kich ope­ra­cji woj­sko­wych w sierp­niu 1945 roku – dwu­dzie­sto­let­ni wów­czas Mi­shi­ma mu­siał po­go­dzić się z myślą, że świat jego mło­dzień­czych ide­ałów legł w gru­zach. Po­wo­jen­na kon­sty­tu­cja po­zba­wi­ła ce­sa­rza bo­sko­ści, a wielu pro­mi­nent­nych jesz­cze w la­tach 30. li­te­ra­tów uzna­no za wro­gów de­mo­kra­cji. Ad­ap­ta­cja do no­wych wa­run­ków była nie­zwy­kle trud­na dla kogoś, kto wy­wo­dził się z krę­gów ary­sto­kra­tycz­nych, de­kla­ru­ją­cych przy­wią­za­nie do daw­ne­go po­rząd­ku i wrogo na­sta­wio­nych do za­chod­nich wzor­ców, suk­ce­syw­nie prze­szcze­pia­nych na grunt ja­poń­ski. Beata Ku­biak Ho-Chi, ana­li­zu­jąc stan emo­cjo­nal­ny mło­de­go au­to­ra, pisze wręcz o „chro­nicz­nym po­czu­ciu nie­re­al­no­ści, nawet w sto­sun­ku do wła­snej eg­zy­sten­cji”[4]. Pa­ra­dok­sal­nie te nie­sprzy­ja­ją­ce oko­licz­no­ści, za­miast znie­chę­cić Mi­shi­mę do pracy twór­czej, przy­czy­ni­ły się po­nie­kąd do zre­wi­do­wa­nia jego do­tych­cza­so­wych po­glą­dów na li­te­ra­tu­rę i po­wsta­nia wielu zna­czą­cych dzieł, z któ­rych naj­sze­rzej ko­men­to­wa­ne okażą się „Wy­zna­nia maski” z 1949 roku (pol­ski prze­kład w przy­go­to­wa­niu) oraz wy­da­na sie­dem lat póź­niej „Złota Pa­go­da”.

Dzieło Mishimy zaświadcza o niebywałej intensywności, z jaką chłonął on życie we wszelkich jego przejawach

Naj­gło­śniej­sza po­wieść Yukio Mi­shi­my wy­da­je się na pierw­szy rzut oka do­brze skro­jo­ną po­wie­ścią ini­cja­cyj­ną. Jak słusz­nie za­uwa­ża Mał­go­rza­ta Łu­ka­sie­wicz, „nie­za­leż­nie od au­to­ry­te­tu, ten ga­tu­nek, sku­pio­ny na for­mo­wa­niu się czło­wie­ka, ma szcze­gól­ny dar uczło­wie­cza­nia nar­ra­cji”[5]. Głów­ny bo­ha­ter, Mi­zo­gu­chi, prze­ży­wa roz­ter­ki mi­ło­sne, pró­bu­je na­wią­zy­wać re­la­cje z ró­wie­śni­ka­mi, z wie­kiem na­bie­ra scep­ty­cy­zmu wzglę­dem ro­dzi­ców. Punkt zwrot­ny sta­no­wi śmierć jego ojca, kiedy to zo­sta­je wy­sła­ny do kie­ro­wa­nej przez mi­strza Do­se­na świą­ty­ni Kin­ka­ku-ji, aby wieść spo­koj­ne życie klasz­tor­ne i po­bie­rać nauki w duchu bud­dy­zmu zen. Wszyst­ko za­pew­ne to­czy­ło­by się w zgo­dzie z prze­wi­dzia­nym sce­na­riu­szem, jed­nak kom­plek­sy z po­wo­du pew­nej przy­krej przy­pa­dło­ści osta­tecz­nie zwy­cię­ża­ją – otóż Mi­zo­gu­chi jest ją­ka­łą. Na do­miar złego nie po­tra­fi za­ak­cep­to­wać wła­snej, mó­wiąc dy­plo­ma­tycz­nie, nie­zbyt po­cią­ga­ją­cej apa­ry­cji. Po­dziw dla pięk­na Zło­tej Pa­go­dy, skon­tra­sto­wa­ny z nie­na­wi­ścią wobec sie­bie i drwią­cych z niego ko­le­gów, za­czy­na z wolna prze­ra­dzać się w ob­se­sję, po­nie­waż nawet w trak­cie prób na­wią­za­nia in­tym­nych kon­tak­tów z ko­bie­ta­mi staje mu przed ocza­mi widok świą­ty­ni, jak gdyby pil­nie strze­gła swego naj­wier­niej­sze­go ko­chan­ka. Po­wieść ini­cja­cyj­na za­czy­na „skrę­cać” w stro­nę stu­dium ro­dzą­ce­go się zła.

Tak więc naj­bar­dziej eks­cy­tu­ją­cy po­zo­sta­je dla czy­tel­ni­ka pro­ces ra­dy­ka­li­za­cji po­glą­dów Mi­zo­gu­chie­go, a nie sam finał pre­zen­to­wa­nej na kar­tach „Zło­tej Pa­go­dy” hi­sto­rii. We wła­ści­wie wszyst­kich ma­te­ria­łach pro­mu­ją­cych książ­kę pod­kre­śla się fakt, że wy­ko­rzy­sta­no w niej bluź­nier­czy, szo­ku­ją­cy ja­poń­ską opi­nię pu­blicz­ną lat 50., czyn mło­de­go adep­ta zen (po­dob­no do dzi­siaj w źró­dłach na ten temat po­mi­ja się jego imię i na­zwi­sko, co na­su­wa oczy­wi­stą ana­lo­gię z He­ro­stra­te­sem, któ­re­go bez­sku­tecz­nie pró­bo­wa­no wy­przeć ze zbio­ro­wej pa­mię­ci). Rzecz jasna Mi­shi­ma, jak na praw­dzi­we­go pi­sa­rza przy­sta­ło, nieco uwznio­ślił po­bud­ki kie­ru­ją­ce głów­nym bo­ha­te­rem: pod­pa­lacz in spe nie­ustan­nie od­da­je się wy­ra­fi­no­waym ana­li­zom na styku es­te­ty­ki i etyki. Tym­cza­sem Al­bert Bo­ro­witz w swo­jej pracy pt. „Ter­ro­rism for Self-Glo­ri­fi­ca­tion: The He­ro­stra­tos Syn­dro­me” do­star­cza cie­ka­wych in­for­ma­cji na temat prze­bie­gu pro­ce­su są­do­we­go, od­wo­łu­jąc się do wy­po­wie­dzi sa­me­go Yoke­na Hay­ashie­go. Ow­szem, oskar­żo­ny tłu­ma­czył swój czyn „nie­na­wi­ścią do pięk­na”, jed­nak w trak­cie ko­lej­nych roz­praw pró­bo­wał prze­for­so­wać inną wer­sję. Twier­dził mia­no­wi­cie, że pod­pa­lił świą­ty­nię w akcie pro­te­stu prze­ciw­ko wzra­sta­ją­ce­mu ko­mer­cja­li­zmo­wi bud­dy­zmu, a w szcze­gól­no­ści – trak­to­wa­niu Kin­ka­ku-ji jako atrak­cji tu­ry­stycz­nej. Z kolei pi­sarz Tsu­to­mu Mi­zu­ka­mi, przy­ja­ciel Hay­ashie­go z lat szkol­nych i autor po­świę­co­nej jego spra­wie książ­ki z 1979 roku („Kin­ka­ku Enjō”) bez­po­śred­nią przy­czy­nę znisz­cze­nia bu­dyn­ku upa­try­wał w gnie­wie mło­de­go mni­cha wobec hi­po­kry­zji opata Ji­ka­ie­go Mu­ra­ka­mie­go (po­wie­ścio­wy Tay­ama Dōsen). Jak łatwo sie do­my­ślić, tak ra­dy­kal­ny sąd nie wszyst­kim przy­padł do gustu; po­ja­wił się wręcz za­rzut o sta­wa­nie w obro­nie prze­stęp­cy, chy­bio­ną próbę ra­cjo­na­li­za­cji wy­stęp­ku. Naj­bar­dziej prze­ko­nu­ją­ce wy­da­je się jed­nak orze­cze­nie psy­chia­try są­do­we­go, które ra­czej nie po­zo­sta­wia złu­dzeń oraz każe od­nieść się do ze­znań oskar­żo­ne­go z pewną dozą po­dejrz­li­wo­ści: „Psy­cho­path of the schi­zo­id type”[6]. Osta­tecz­nie Yoken Hay­ashi zo­sta­je ska­za­ny na 7 lat wię­zie­nia. Zwol­nio­ny przed za­koń­cze­niem kary, cie­szy się wol­no­ścią jesz­cze przez pół roku: py­ta­nie, czy ra­do­ścią można okre­ślić po­wrót do pu­ste­go domu – matka na wieść o wy­ro­ku rzu­ci­ła się pod po­ciąg. Osa­mot­nio­ny, w marcu 1956 roku umie­ra na gruź­li­cę; Yukio Mi­shi­ma pu­bli­ku­je w od­cin­kach „Złotą Pa­go­dę”. To tyle, jeśli cho­dzi o tak zwaną rze­czy­wi­stość.

U pro­ta­go­ni­sty po­wie­ści na­to­miast trud­no do­pa­trzeć się jed­no­znacz­nych oznak cho­ro­by psy­chicz­nej. Na pod­sta­wie jego re­flek­sji czy­tel­nik może ra­czej wy­snuć wnio­sek, że śle­dzi losy osoby cier­pią­cej na za­bu­rze­nia oso­bo­wo­ści. Ob­se­sja na punk­cie świą­ty­ni, a wła­ści­wie jej nie­po­ję­te­go pięk­na, pod­sy­ca nie­na­wiść bo­ha­te­ra wobec sie­bie i oto­cze­nia, oraz po czę­ści wy­ja­śnia, dla­cze­go zwy­czaj­na z po­zo­ru jed­nost­ka do­pusz­cza się czynu, który burzy do­tych­cza­so­wy po­rzą­dek. Mi­zo­gu­chi znaj­du­je wy­tchnie­nie w sfe­rze wy­obraź­ni, kiedy po­strze­ga sie­bie jako ty­ra­na od­pła­ca­ją­ce­go innym za do­zna­ne krzyw­dy, bądź też po­grą­żo­ne­go w so­lip­sy­stycz­nych wi­zjach ar­ty­stę. Nad­mier­na skłon­ność do au­to­ana­li­zy od­gra­dza go od świa­ta ze­wnętrz­ne­go, nie po­zwa­la mu utwier­dzić się we wła­snym ist­nie­niu. W pew­nym mo­men­cie wy­po­wia­da zna­mien­ne słowa: „Nie mia­łem nawet po­czu­cia so­li­dar­no­ści z ni­co­ścią”[7]. Je­dy­ną szan­są na wnik­nię­cie w ma­te­rię bytu jest dla głów­ne­go bo­ha­te­ra sy­tu­acja gra­nicz­na. Do­pie­ro pa­trząc na twarz zmar­łe­go ojca – choć za­brzmi to być może pa­ra­dok­sal­nie – od­czu­wa fak­tycz­ną re­al­ność eg­zy­sten­cji. On­to­lo­gia wcho­dzi w nie­bez­piecz­ny ma­riaż z es­te­ty­ką zła i śmier­ci, co nie wy­da­je się aż tak kon­tro­wer­syj­ne, jeśli zwa­żyć na spe­cy­fi­kę pod­szy­tej per­wer­syj­no­ścią kul­tu­ry ja­poń­skiej. Wedle słów Mi­zo­gu­chie­go rów­nież Złota Pa­go­da po­wsta­ła w wy­ni­ku „po­szu­ki­wa­nia stylu, bę­dą­ce­go kry­sta­li­za­cją nie­po­ko­ju”[8], a znisz­cze­nia wo­jen­ne w in­nych czę­ściach Kioto wy­łącz­nie spo­tę­go­wa­ły urodę świą­ty­ni, kon­sty­tu­ując jej „nie­wzru­szo­ny byt”. Pod­sta­wo­wy pro­blem, który wy­ła­nia się z tych nieco męt­nych rel­fek­sji, wy­ni­ka ze sta­wia­nia pięk­na w opo­zy­cji do życia. Po­gląd ten do­brze ob­ra­zu­je scena z na­uczy­ciel­ką ike­ba­ny. Naga pierś ko­bie­ty nie mogła stać się obiek­tem zwy­czaj­nej es­te­tycz­nej przy­jem­no­ści, gdyż „na­bra­ła tej ja­ło­wej, po­zba­wio­nej uczuć ja­ko­ści pięk­na (…) po­wo­li ukry­ła się we­wnątrz swo­je­go wła­sne­go ide­ału. Tak jak róża kryje się w ide­ale róży”[9]. Inną próbę sek­su­al­ne­go speł­nie­nia prze­ry­wa z kolei wizja świą­ty­ni, która re­gu­lar­nie na­wie­dza bo­ha­te­ra po­wie­ści. Nie dziwi więc fakt, że w pew­nym mo­men­cie za­pra­gnie na trwa­łe wy­ru­go­wać jej obraz ze świa­do­mo­ści.

Mizoguchi znajduje wytchnienie w sferze wyobraźni, kiedy postrzega siebie jako tyrana odpłacającego innym za doznane krzywdy, bądź też pogrążonego w solipsystycznych wizjach artystę

W two­rze­niu es­te­tycz­nych pod­wa­lin pod przy­szły czyn po­mo­że mu po­zna­ny na Uni­wer­sy­te­cie Ōtani Ka­shi­wa­gi, zde­cy­do­wa­nie naj­bar­dziej cha­rak­te­ry­stycz­na – i jed­no­cze­śnie wy­so­ce an­ty­pa­tycz­na – po­stać „Zło­tej Pa­go­dy”. Ten bły­sko­tli­wy ma­ni­pu­lant, chęt­nie się­ga­ją­cy po re­per­tu­ar ery­stycz­nych środ­ków, bę­dzie jedną ze stron sporu o duszę głów­ne­go bo­ha­te­ra. Po prze­ciw­nej stro­nie ba­ry­ka­dy usta­wi się Tsu­ru­ka­wa, zna­jo­my Mi­zo­gu­chie­go z cza­sów gim­na­zjal­nych. Po­je­dy­nek nie bę­dzie tak spek­ta­ku­lar­ny, jak ten sto­czo­ny mię­dzy Na­ph­tą i Set­tem­bri­nim w „Cza­ro­dziej­skiej górze”, choć z pew­no­ścią nie mniej dra­ma­tycz­ny. Jeśli jed­nak u Manna ad­wer­sa­rze pro­wa­dzi­li rze­czy­wi­sty spór, prze­rzu­ca­li się w obec­no­ści Ca­stor­pa mniej lub bar­dziej sen­sow­ny­mi ar­gu­men­ta­mi, to u Mi­shi­my ta walka ulega nie­ja­ko „uwew­nętrz­nie­niu”, roz­gry­wa­jąc się na grun­cie psy­chi­ki głów­ne­go bo­ha­te­ra. Istot­nym czyn­ni­kiem po­zo­sta­je także czas, któ­re­go do­ty­czą wy­pad­ki opi­sa­ne w oby­dwu ksiąz­kach. Akcja „Cza­ro­dziej­skiej góry” dzie­je się tuż przed wy­bu­chem I wojny świa­to­wej. Nie­miec­ki twór­ca za punkt ho­no­ru obrał sobie spo­rzą­dze­nie su­ma­riu­sza in­te­lek­tu­al­nej spu­ści­zny Eu­ro­py, dla­te­go też, za­pew­ne w celu wzmoc­nie­nia siły prze­ka­zu, uło­żo­ne przez niego na dwóch prze­ciw­staw­nych sza­lach po­sta­wy ocie­ra­ją się wręcz o pewne, ską­d­inąd za­mie­rzo­ne prze­ry­so­wa­nie. Mi­shi­ma z kolei więk­szą część akcji po­wie­ści­wej osa­dza po za­wie­ru­sze II wojny, gdy na­pię­cie opada i nikt już za bar­dzo nie ma ocho­ty na qu­asi-in­te­lek­tu­al­ne po­tycz­ki. Opo­zy­cje ule­ga­ją za­tar­ciu, nad­cho­dzi zba­wien­na, prz­yn­ajmniej te­eore­tycz­nie, de­mo­kra­cja; tylko nie­do­bit­ki po­kro­ju Mi­zo­gu­chie­go pró­bu­ją re­ani­mo­wać dawny po­rzą­dek, ma­rząc o śmier­ci na polu chwa­ły, śniąc sny o po­tę­dze.

Man­now­ska ar­cy­księ­ga nie­sie po­nu­re prze­sła­nie: co byśmy nie są­dzi­li o świe­cie, na­dej­dzie siła, która zmie­cie w pył nasze racje. „Złota Pa­go­da” ma nie mniej pe­sy­mi­stycz­ny wy­dźwięk. Głów­ny bo­ha­ter prze­bie­ra wśród pod­su­wa­nych mu toż­sa­mo­ści, sza­mo­ce się mię­dzy na­tu­ral­nym sty­lem bycia Tsu­ru­ka­wy a po­kręt­ną, ka­zu­istycz­ną lo­gi­ką Ka­shi­wa­gie­go; osta­tecz­nie zo­sta­je za­in­fe­ko­wa­ny try­bem my­śle­nia swego świe­żo upie­czo­ne­go przy­ja­cie­la. Przy­zna­je, że ob­co­wa­nie z nim za­wsze da­wa­ło mu po­czu­cie „nie­wiel­kiej de­ge­ne­ra­cji”. Do końca jed­nak pró­bo­wał, nie­ja­ko pod­świa­do­mie, wska­zać oto­cze­niu na swe dia­bo­licz­ne in­kli­na­cje, lecz ani wi­zy­tu­ją­cy świą­ty­nię opat Kuwai Ze­na­ki, ani pro­sty­tut­ka Ma­ri­ko z przy­byt­ku Go­banchō nie do­strze­ga­ją w bo­ha­te­rze żad­nej skazy. A może zwy­czaj­nie tłu­mią w sobie tę świa­do­mość? Za­sad­ne zdaje się też py­ta­nie, czy w pew­nej czę­ści winą nie można by obar­czyć ja­poń­skiej tra­dy­cji es­te­tycz­nej, któ­rej rzecz­ni­kiem staje się Ka­shi­wa­gi, gdy wy­cho­dzi z za­ło­że­nia, że do­pusz­czal­na jest wy­łącz­nie ulot­na uroda świa­ta, ce­chu­ją­ca choć­by mu­zy­kę bądź ike­ba­nę? Pięk­no sta­wia­ne przez Mi­zo­gu­chie­go na pie­de­sta­le staje się nie­ludz­kie, obce – po pro­stu zbyt pięk­ne – i jako takie nie ma prawa ist­nieć, po­nie­waż sta­no­wi skan­dal po­śród oka­le­czo­nej rze­czy­wi­sto­ści.

W zgo­dzie z ja­poń­ską re­gu­łą „spła­ty długu”, autor pra­gnie ota­go­wać osoby, które – w mniej­szym lub więk­szym stop­niu – przy­czy­ni­ły się do po­wsta­nia ni­niej­sze­go szki­cu: Beata Ku­biak Ho-Chi, Mi­ko­łaj Me­la­no­wicz, Anna Zie­liń­ska-El­liott, Ruth Be­ne­dict, Al­bert Bo­ro­witz, Jo­an­na Bator, Hen­ryk Lip­szyc, Mał­go­rza­ta Łu­ka­sie­wicz, Paweł Orzeł, Jo­lan­ta Tu­bie­le­wicz, Oka­ku­ra Ka­ku­zo, Adela Ku­ik-Ka­li­now­ska, Woj­ciech P.P. Zie­liń­ski, Marta So­nie­wiec­ka, No­bu­ko Al­be­ry, John Na­tham, Do­nald Keene, Ce­sa­re Lom­bro­so, Ce­sa­re Bec­ca­ria. Domo ari­ga­to!

 

[1] B. Ku­biak Ho-Chi, Mi­shi­ma Yukio: Es­te­ty­ka kla­sycz­na w pro­zie i dra­ma­cie 1940-1960, Uni­ver­si­tas, Kra­ków 2004, s. 92.
[2] Tamże, s. 95.
[3] Tamże, s. 67.
[4] Tamże, s. 93.
[5] M. Łu­ka­sie­wicz, Jak zo­stać ar­ty­stą. Na przy­kła­dzie Tho­ma­sa Manna, To­wa­rzy­stwo „Więź”, War­sza­wa 2011, s. 140.
[6] A. Bo­ro­witz, Ter­ro­rism for Self-Glo­ri­fi­ca­tion: The He­ro­stra­tos Syn­dro­me, The Kent State Uni­ver­si­ty Press, Kent 2005, s. 53.
[7] Y. Mi­shi­ma, Złota Pa­go­da, PIW, War­sza­wa 2018, s. 145.
[8] Tamże, s. 125.
[9] Tamże, s. 169.

Yukio Mishima

„Złota Pagoda", PIW, Warszawa 2018, s. 301.

Piotr Je­mio­ło
ur. 19XX, in­tro­nau­ta, bi­blio­fil. In­te­re­su­je się ma­te­ma­ty­ką (zwłasz­cza teo­rią liczb i geo­me­trią róż­nicz­ko­wą), eko­no­mią, ulicz­nym rapem, a od nie­daw­na także hi­sto­rią nauki. Stro­ni od pol­skie­go śro­do­wi­ska li­te­rac­kie­go. Współ­twór­ca ko­lek­ty­wu in­ter­me­dial­ne­go „Linie”. Pro­wa­dzi po­pu­lar­ny wśród dzie­ci i mło­dzie­ży szkol­nej fan­pa­ge „Raper na Orien­cie”. Pu­bli­ko­wał m. in. na ła­mach „Opcji 1.1”, „Ma­ga­zy­nu O.​pl”, „Ma­łe­go For­ma­tu”, „Życia na Go­rą­co”, „Odry”, „bi­BLio­te­ki”, „Kon­ten­tu”. IQ 136. Miesz­ka w bloku.
POPRZEDNI

recenzja  

Macie swoją „Trędowatą”

— Aleksandra Byrska

NASTĘPNY

recenzja  

Sen o owadach pięknych i takich sobie

— Igor Piotrowski