Dekadę 2010–2019 wypada uznać za najważniejszy po 1989 roku czas debaty o polskim kulturowym dziedzictwie wsi i chłopskości. Dyskusje reprezentantów i reprezentantek środowiska akademickiego przekształciły nie tylko sposób myślenia, lecz także nasz język mówienia o relacjach chłopskości i pamięci zbiorowej, zakorzeniając w nim pojęcia takie jak „dziedzictwo pańszczyzny” czy „wyparte chłopskie korzenie polskiego społeczeństwa”. I choć z dzisiejszej perspektywy wiele z nich wytraciło znaczną część początkowego wywrotowego potencjału w kontekście współczesnej polskiej tożsamości, teza o „zwrocie plebejskim”, który dokonał się w ostatnich latach w polskiej humanistyce, nie wydaje się przesadzona. Istotne jest przy tym to, że jego przedmiot okazał się interesujący nie tylko dla badaczy i badaczek, lecz także zainspirował debaty i działania pozaakademickie, m.in. cykle artykułów na łamach „Dwutygodnika” i „Kultury Liberalnej” czy prelekcje „Le Monde Diplomatique” pod hasłem „Ludowa historia Polski”, coraz szerzej mapujące wątki związane z historyczną i współczesną chłopskością.
Rozpoczynam refleksję nad literaturą ostatnich lat z perspektywy tematyki wiejskiej od przywołania kontekstu akademickiego i jego obrzeży ze świadomością banalności tego wyboru i poniekąd już na wstępie przyznając się do kapitulacji – większość czytelników i czytelniczek doskonale zdaje sobie zapewne sprawę, że to właśnie koncepcje teoretyczne, a nie literackie wizje kształtowały w ostatniej dekadzie wizerunek wsi i chłopskości w zbiorowej wyobraźni. Owszem – po latach „hałaśliwej ciszy”, jaka zapadła w niej wokół wsi na przełomie tysiącleci, lata 2010–2019 były niewątpliwie czasem powrotu tematyki wiejskiej do polskiej literatury, przede wszystkim prozy. „Pióropusz” Mariana Pilota, „Miedza” i „Podkrzywdzie” Andrzeja Muszyńskiego, „Ludzka rzecz” Pawła Potoroczyna, „Guguły” i „Stancje” Wioletty Grzegorzewskiej, „Skoruń” i „Robinson w Bolechowie” Macieja Płazy, „Dygot” Jakuba Małeckiego, „Uprawa roślin południowych metodą Miczurina” Weroniki Murek, „Sońka” Ignacego Karpowicza, „Galicyanie” Stanisława Aleksandra Nowaka i „Po trochu” Weroniki Gogoli – pobieżne wyliczenie tych najważniejszych książek pokazuje jednak, że mamy tu do czynienia nie tyle z doniosłą skalą zjawiska, ile ze skrajnym rozproszeniem tyleż podejść do wsi, co do samej koncepcji uprawiania literatury „wiejskiej”. Świadomość ta wyraźnie zarysowuje się zarówno w wypowiedziach krytyków literackich – którzy chętnie powoływali do życia koncepcje chociażby „nowej fali w prozie wiejskiej”, jednak tylko po to, by zaraz je zdekonstruować – jak i samych piszących. Reprezentatywne są w tym kontekście odczucia Macieja Płazy:
Jeśli taki nurt zaistniał, to raczej jako efemeryda. Zresztą od początku nie miałem wątpliwości, że to chwilowe. Natomiast fakt, że w krótkim czasie ukazało się wiele książek autorów pokoleniowo zbliżonych […] o podobnej tematyce – raczej nie jest przypadkiem. To wskazuje, że zaistniała jakaś potrzeba. Uważam, że powstaje taka literatura, na jaką jest zapotrzebowanie społeczne – nie zawsze w sensie rynkowym, także w społecznej świadomości.
Intuicje autora „Skorunia” siłą rzeczy prowokują dalsze pytania. Czym jest owa „chwilowa potrzeba” zaistniała w społecznej świadomości, której konsekwencją jest ponowne pojawienie się tematyki wiejskiej w polskiej prozie? Co ją warunkowało i czy literaturze udało się ową potrzebę wyrazić? Odpowiedź warto, jak sądzę, umieścić w kontekście nie tylko widocznej w ostatniej dekadzie potrzeby stworzenia kontrhegemonicznej opowieści o genealogii polskiego społeczeństwa (czego wyrazem jest wspomniany „zwrot plebejski”), lecz także literackich tendencji do poszukiwania alternatywnych narracji tożsamościowych. W pierwszej dekadzie XXI wieku „prowincja” czy też „mała ojczyzna” – swojsko kojarzone z mityczną krainą utraconego dzieciństwa czy inną, wybraną terapeutyczną wizją rzeczywistości wolnej od bolączek transformacji politycznej, społecznej i gospodarczej – były jeszcze przeciwieństwem „zacofanej”, nieatrakcyjnej wsi naznaczonej piętnem historyczności, gospodarczej zapaści i różnicy klasowej. Postrzegana jako antyrozwojowa i pogrążona w stagnacji, wieś nie była ani atrakcyjnym tematem przedstawienia, ani odpowiednią scenerią rozgrywania społecznych napięć, w czym można, jak się wydaje, upatrywać przyczyn jej słabej obecności w literaturze poprzednich dekad. Ambiwalentny stosunek do tematyki wiejskiej ujawnił się również przy okazji przyznania w 2011 roku Literackiej Nagrody Nike za powieść „Pióropusz” weteranowi powojennej prozy chłopskiej – Marianowi Pilotowi. Przewodnicząca jury następująco uzasadniała decyzję kapituły:
Zbiegają się w „Pióropuszu” rozmaite tradycje gatunkowe: konwencja powieści rozwojowej i emancypacyjnej, elementy powieści o dzieciństwie i szczątki sagi rodzinnej, zręby autobiografizmu i fikcjonalności – zbiegają się, by natychmiast umknąć w stronę żywiołowego i wypracowanego, szalonego i obolałego, zgrzebnego i imponującego fajerwerku słów.
Wyliczenie stwarzało pozory wielości, w istocie zawierając standardowy zestaw zbliżonych znaczeniowo określeń opisujących większość dzieł polskiej prozy po 1989 roku, strategicznie ignorującej drażliwe – czyli podważające większościowy społeczny konsensus – kwestie społeczne i polityczne. Po raz kolejny więc – za pierwszy można uznać przyznanie tej samej nagrody Wiesławowi Myśliwskiemu w 1997 roku za „Widnokrąg” – dysponenci polskiego pola literackiego opowiedzieli się za liberalnym, rzekomo apolitycznym modelem prozy chłopskiej, sytuując wartość książki pisarza chłopskiego wyłącznie na poziomie językowej gry.
Postrzegana jako antyrozwojowa i pogrążona w stagnacji, wieś nie była ani atrakcyjnym tematem przedstawienia, ani odpowiednią scenerią rozgrywania społecznych napięć
„Pióropusz” został więc doceniony jako efektowny fajerwerk, który jednak z założenia nie może wywołać w literaturze eksplozji ani wstrząsu. Jednocześnie jednak – jak widać z dzisiejszej perspektywy – wyróżnienie Pilota wyznaczyło symboliczne otwarcie dekady powrotów tematyki wiejskiej i było symptomem odwilży w zakresie jej czytelniczego odbioru. To właśnie odwilż wydaje się metaforą bardziej trafioną niż wspomniana fala o tyle, że – mimo niewątpliwego wzrostu zainteresowania pisarzy i pisarek wsią i ludowym imaginarium oraz większej odwagi w ich narratywizacji – w zakresie poszerzania repertuaru sposobów reprezentacji wsi i podejmowania prób reorientacji myślenia o niej przywoływane powieści i zbiory pozostały zachowawcze. Nadal dominuje w nich uniwersalizująca, metafizyczna perspektywa oglądu wsi, współcześnie zmodyfikowana przez poetykę, którą dobrze opisuje przedrostek „nekro-”. Pisze o tym Przemysław Czapliński w tekście „Śmierć, śmierć, inne życie”, diagnozując nierozerwalną więź łączącą współczesne narracje o wsi ze śmiercią:
Jeśli […] literatura przełomu XX i XXI wieku szukała szans odnowienia energii wiejskiego życia, to pisarze następnej dekady z groteskowym zaciekawieniem odkrywali przede wszystkim energię śmierci.
Zdaniem krytyka współczesna proza wiejska inscenizuje powtórną śmierć kultury wiejskiej, poszukując w tym geście sposobu na odroczenie ujarzmienia wsi przez kulturową dominację hegemonicznych dyskursów – między innymi dyskursu narodowego. Wydaje się jednak, że ontologiczna dezorientacja przenikająca współczesne narracje o wsi wynika nie tylko z pragnienia ocalenia jej przed klasową neokolonizacją, lecz także dowodzi długiego trwania liberalnego modelu literatury i niemożliwości znalezienia właściwego, niezakłóconego fantazmatem apolityczności języka mówienia o wiejskiej rzeczywistości. Współczesne powieści podkreślają i estetyzują bowiem izolację historyczną, kulturową, społeczną i gospodarczą wsi, sytuując ją poza głównym nurtem historii (Małecki, Muszyński) i skupiając się na wymiarze długiego trwania (Muszyński), którego wytwarzaniu niezmiennie służą konwencja sagi rodzinnej (Grzegorzewska, Małecki, Nowak) i dramatyzacja z gruntu konserwatywnej relacji ojciec – syn (Pilot, Płaza). Bezpieczną pozycję niezaangażowanego, zdystansowanego obserwatora wiejskiej rzeczywistości wzmacnia przyjęcie perspektywy dziecka (Pilot, Grzegorzewska, Gogola, Płaza). Widziana w ten sposób wieś pozostaje rozmytą przestrzenią zamieszkaną przez przezroczyste podmioty uczestniczące w pochodzie pokoleń, sporadycznie zakłócanym przez inwazję nieprzekraczalnej odmienności (niezwykle symptomatycznym przykładem jest tutaj postać Natki z pierwszego tomu prozy Grzegorzewskiej, której nienormatywna seksualność każe narratorce kojarzyć ją raz z pająkami, innym razem z „chrząszczem o wydłużonym ciele”). W tym kontekście nekroperspektywa współczesnej prozy o tematyce wiejskiej traci niewinność, stając się narzędziem konserwowania odziedziczonego po okresie transformacji widmowego wizerunku wsi i osłabionych relacji łączących ją z otaczającą rzeczywistością. Można ją widzieć jako próbę nie tyle przekroczenia, ile poszerzenia paradygmatu małoojczyźnianego, jednak bez zakwestionowania tych aspektów, które stanowiły jego główne wady: apatycznego stosunku do procesów historycznych, konserwatywnej fetyszyzacji odmienności (przede wszystkim seksualnej i etnicznej) oraz przyjmowania za oczywisty nieprzekraczalnego rozdziału tego, co prywatne, i tego, co publiczne, oraz tego, co oswojone i rzekomo uniwersalne, od tego, co „inne” i przygodne. W rezultacie powstałe w ostatniej dekadzie powieści o tematyce wiejskiej dowodzą być może oczywistej tezy – o marginalizacji wsi we współczesnym imaginarium politycznym i trwaniu przekonania, że to w mieście, a nie na wsi, mają miejsce ważne społeczne zmiany.
Współczesna proza wiejska inscenizuje powtórną śmierć kultury wiejskiej, poszukując w tym geście sposobu na odroczenie ujarzmienia wsi przez kulturową dominację hegemonicznych dyskursów
Prowadzi to do następnego pytania: czy i do czego są potrzebne polskiej literaturze wieś i chłopskość pod koniec drugiej dekady XXI wieku? Powojenne procesy społeczne to wszak „historia nieefektowna”, ekscytująca, jak się wydaje, wyłącznie dla myślicieli identyfikujących się z liberalną lewicą, którzy nawołują do stworzenia literackiej epopei emancypacji chłopskiej. Bliższe współczesnej polskiej prozie niż tendencje epickie wydaje się pisarstwo eseistyczne na czele ze współczesną prozą francuską, coraz częściej eksplorującą problematykę związaną z ludowym pochodzeniem, której przykładem są ostatnio wydany esej Didiera Eribona i powieści Édouarda Louisa. Nieoczekiwanie najciekawsza okazuje się w tym kontekście ostatnia, niewymieniona wcześniej książka Andrzeja Mencwela – „Toast na progu”, wpisująca diagnozę śmierci kultury chłopskiej w ramy autobiograficznego eseju antropologa kultury. Jeśli jednak wzorem prozy sięga on po literacką strategię przetwarzania szczątków, to zostają one zmodyfikowane perspektywą klasową:
W trakcie pisania tej książki, poczętej jako wspomnienie o zmarłym przyjacielu, uświadomiłem sobie, że w mojej przytomności umarła klasa. Cała klasa społeczna, która liczyła sobie w Polsce ponad tysiąc lat.
Mencwel wchodzi w „Toaście na progu” w rolę etnografa, który nie tylko zbiera historie ludzi, lecz także aktywnie z nimi współdziała, biorąc udział w żniwach i uczestnicząc w sieci samopomocy. Przesunięcie trybu narracji w stronę autobiografii okazuje się w wypadku tego eseju ożywcze – wpisanie umierania wsi w inteligencką biografię pozwala ukazać ograniczenia poznawcze literatury podejmującej tematykę wiejską, której w przeciwieństwie do „Toastu na progu” rzadko udaje się sproblematyzować swój punkt widzenia i podjąć refleksję nad własnym dyskursem. A także wybiec myślami w przyszłość – w ostatnich dwóch esejach Mencwela autobiograficzna opowieść i antropologizujący wywód bowiem splatają się i zagęszczają, kończą się zaś apelem o refleksję nad zapomnianymi chłopskimi wartościami leżącymi u podstaw polskiej kultury: odpowiedzialnością i kooperacją.
Wizję chłopskości jako synonimu wstydliwego niepowodzenia, stawianego w opozycji do dominującego po 1989 roku modelu osiągnięć i sukcesu, utrwaloną jeszcze w latach 90. XX wieku przez film Ewy Borzęckiej „Arizona” – można by nazwać „chłopską porażką”, ta zaś – jak wiemy z pism Jacka Halberstama – może w odpowiednich warunkach stać się sztuką podważania większościowego status quo. Wywrotowy potencjał chłopskości wraz z wpisanymi w jej etos wartościami kontestującymi reguły neoliberalnej rzeczywistości, takimi jak samoorganizacja i współpraca, jest jednak słabo obecny w prozie o tematyce wiejskiej ostatniej dekady. Być może jednak przenikanie antropologicznego dyskursu do literatury pozwoli jej szerzej rozwinąć wyobraźnię i z większym zrozumieniem potraktować temat swojego przedstawienia. Jak pisał w klasycznym eseju „Nurt chłopski w prozie” Henryk Bereza: „Na przyszłość nie ma lepszego sposobu niż dobre życzenia”.
kulturoznawczyni, literaturoznawczyni i redaktorka, doktorantka w Szkole Doktorskiej Nauk o Języku i Literaturze UAM. Członkini redakcji "Małego Formatu". Mieszka w Warszawie i w Poznaniu.