fbpx
Ładowanie strony
Logotyp magazynu Mały Format

Podchodziłem do „Listów do młodego kontestatora” z obawą. Mimo doskonałego timingu wydawniczego  (książka trafiła przecież na nasz rynek w czasie wypełnionym protestami i sprzeciwem rosnącym w społeczeństwie) początkowo zdawały mi się czymś nad wyraz anachronicznym. Oto weteran, który w XX wieku zdążył oprotestować i przeżyć wszystko, od wojny w Wietnamie do beatyfikacji Matki Teresy i popkulturowej  apoteozy księżnej Diany, sprzedaje know-how, dzieląc się swoimi doświadczeniami, które będą tylko nieco ciekawsze niż historie wujka Mirka o wojsku. Jednakże Hitchens w swojej książce doskonale unika tej pułapki i buduje interesujący projekt egzystencjalny, który stanowi wyzwanie i, mimo upływu ponad piętnastu lat, wciąż zaskakuje aktualnością.

Trudno znaleźć osobę, która nadawałaby się bardziej do napisania „poradnika buntownika”. Christopher Hitchens to dobrze urodzony Brytyjczyk, który przeszedł edukacyjne cursus honorum na Wyspach: od odpowiedniej prywatnej szkoły w hrabstwie Devon, przez placówkę w Cambridge, której motto to In Fide Fiducia, aż do oksfordzkiego koledżu. Tam poznał znanego socjologa, badacza marksizmu i indywidualizmu, Stevena Lukes’a, pod którego wpływem Hitchens zszedł ze ścieżki prawdziwego brytyjskiego dżentelmena. Był to moment przełomowy dla autora „Listów do młodego kontestatora”, to wtedy kontestacja stała się jego chlebem powszednim. Nastoletniość przypadła mu na lata sześćdziesiąte, a więc na lata młodzieżowych protestów. Zaangażował się wtedy wraz ze swoimi równieśnikami w lewicujący nurt kontrkultury i protesty przeciwko wojnie w Wietnamie. Szybko związał się z gazetą „New Stateman”, gdzie poznał wielkich angielskich pisarzy Martina Amisa i Iana McEwana, a dzięki współpracy brytyjskiej gazety z amerykańskim „The Nation” w 1981 roku trafił do Stanów. Od tamtej pory stał się naczelnym krytykiem amerykańskiej kultury (przede wszystkim konsumpcjonizmu i imperializmu), życia publicznego (postępującego infotainment) i sceny politycznej (kolejnych prezydentów od Reagana do Busha, a przede wszystkim jego wielkiego nemezis Henry’ego Kissingera). Nie był tylko dziennikarzem politycznym, aspirował do miana public intellectual, starał się piętnować hipokryzję, gdziekolwiek ją widział, także w sferze społecznej – jego najgłośniejszą krucjatą była kampania przeciw Matce Teresie z Kalkuty, która zaowocowała głośną książką „Misjonarska miłość. Matka Teresa w teorii i w praktyce”. Hitchens został zresztą zaproszony na proces beatyfikacyjny, gdzie, jak sam twierdzi, odgrywał rolę adwokata diabła, przedstawiając argumenty przeciw świętości misjonarki.  Do końca życia pozostał krytyczny zarówno  do Kościoła katolickiego, jak i religii w ogóle.

Hitchens w swoich „Listach…” odkrywa karty i nie ukrywa inspiracji. Przyznaje otwarcie, że podąża śladem „Listów do młodego poety” , korespondencji Rainera Marii Rilkego do Franza Kappusa – młodego literata, który wysłał niemieckiemu poecie swoje wiersze do oceny. Opublikowano jedynie odpowiedzi Rilkego, tworząc z nich tom będący zapisem z jednej strony mentorskich rad, a z drugiej dającym wgląd w codzienność poetycką autora. Tyle na poziomie deklaratywnym. Istotnie, „Listy do młodego poety” to dzieło wybitnie epistolarne, poszczególne listy są datowane, mają konkretnego adresata, roi się w nich od wyraźnych odniesień do wierszy Kappusa i jego „strategii lirycznych”. Dostarczają więc Hitchensowi jedynie formalnej struktury, ram, w których buduje własną opowieść. Sam we wstępie wyznaje, że „Listy do młodego kontestatora” wyrastają z innego źródła, którym były dyskusje studenckie w aulach i  przyuczelnianych barach. „Listy…” nie są datowane,  adresatem jest „drogi X”, żak-everyman. Przenosi nas to w rejony zupełnie innej tradycji niż rilkowskie listy, rejestry tradycji oralnej, akademii, gdzie nauczyciel dyskutuje, doradza, przekonuje, karci. Stawką jest wychowanie, a konkretnie wychowanie świadomego obywatela;  gdy Hitchens kogoś krytykuje, bez ogródek używa słowa „idiota”, wskazując na jego pierwotne, greckie znaczenie – człowieka obojętnego na sprawy publiczne. Stawką „Listów do młodego kontestatora” jest zatem paideia.

Hitchens bez ogródek używa słowa »idiota«, wskazując na jego pierwotne, greckie znaczenie – człowieka obojętnego na sprawy publiczne

Grecka paideia obejmuje to, co współcześnie rozumiemy pod mianem zarówno wychowania, jak i  kultury. Stara właściwie tak samo jak kultura helleńska, największe znaczenie osiągnęła w Atenach czasów Sokratesa i Platona, kiedy to została diametralnie przedefiniowana. Wówczas najważniejsze w wychowaniu młodzieży stały się sprawy związane z polis¸ a więc sprawy społeczno-polityczne, obywatelskie, sztuka życia wśród ludzi, rządzenie i bycie rządzonym. Sokrates i Platon radykalnie zmienili sposób nauczania młodzieży, wprowadzając dialog jako metodę dydaktyczną oraz inny punkt odniesienia – od skuteczności działań ważniejsza miała być prawda. Paideia nigdy nie miała służyć wyłącznie państwu, nawet w radykalnej, totalizującej wizji Platona. „Dla kogoś kto był uczniem Sokratesa – czytamy u wybitnego znawcy kultury antycznej Wernera Jaegera – sprawiedliwość nie mogła być identyczna z posłuszeństwem wobec państwa, z czystym legalizmem”.  Analogiczną sytuację mamy u Hitchensa,  uporczywie podkreślającego napięcie, którym jest według niego bunt w swojej istocie. Niezgoda na bieżący stan rzeczy wyrasta z pewnej postawy moralnej, wychodzącej daleko poza horyzont bieżącej polityki. Nie sposób jednak nie zauważyć, że forma hitchensowskiej paidei przywodzi momentami na myśl klasyki amerykańskiego poradnictwa typu „Myśl i bogać się” Napoleona Hilla czy dzieł Benjamina Franklina. Nie chodzi o coachingowe wydźwięki niektórych fragmentów, czy też uwiarygodnianie własnych konstatacji dość luźno dobranymi cytatami z intelektualistów, ale o etykę samodoskonalenia i dyscypliny, wynikającą być może z anglosaskiego usytuowania autora „Bóg nie jest wielki”. Życie jest nie tyle projektem biznesowym przeliczalnym na zysk, co ciągłym, nieustającym wyzwaniem moralnym Dlatego wzorem dla młodych kontestarów powinni być ludzie tacy jak Martin Luther King, Vaclav Havel, czy Tnabo Mbeki, których myśli i życiorysy prezentuje Hitchens. Dla wyostrzenia tezy potrafi także doskonale owe życiorysy punktować, wskazując na ignorowanie przez Havla kwestii romskiej, gdy został prezydentem Czech, kwestię plagiatu doktoratu popełnionego przez Martina Luther Kinga, czy kompromitujące wypowiedzi Mbekiego o AIDS. 

Bunt, kontestacja, czy też sprzeciw Hitchensa nie są niczym podobnym do mocno osadzonego w kontynentalnej wyobraźni buntu metafizycznego Alberta Camusa. Camusowski bunt był dojściem do granicy, a jak każde uświadomienie granicy, momentem podmiotowym. Od jednostkowej świadomości podmiotowej kolejnym naturalnym etapem jest empatia, rozpoznanie nie tylko swojej sytuacji, ale też sytuacji Innego, co umożliwa zaistnienie wspólnotowości i solidarności. Być może najciekawsze w „Listach do młodego kontestatora” jest to, że ich autor przestrzega przed takim właśnie myśleniem. W jego ujęciu każde poczucie wspólnotowości jest ryzykiem; zagraża autonomii buntownika, rozcieńcza jego niezależność i osobność. Ponadto przygotowuje grunt dla zbiorczych kategorii jak naród, dla zaimków typu my, wy, wreszcie: dla spokoju i zgody, które według autora są zgubne. Tylko myślenie dialektyczne, tylko twórcza niezgoda, napięcie nie będące jak u Camusa jednostkowym, konstytuującym aktem, lecz wewnętrzną dyspozycją (manifestujące się u Hitchensa na poziomie języka, w „Listach…” zamiennie mówi się o buncie, kontestacji i „życiu radykała”), pozwalają uchronić się przed wtłoczeniem w zbiorcze kategorie. Największą karą dla radykała, stwierdza Brytyjczyk, są wszelkiego rodzaju raje, krainy wiecznej harmonii, gdzie nie ma miejsca na to co Różne i Inne.

W ujęciu Hitchensa każde poczucie wspólnotowości jest ryzykiem; zagraża autonomii buntownika, rozcieńcza jego niezależność i osobność.

„Listy do młodego kontestatora” czytane w Polsce 2017 roku wydają się wyjątkowo interesujące na poziomie technik oporu. Szukając nazw-synonimów dla buntownika, radykała czy kontestatora Hitchens prezentuje wyjątkowo aktualną strategię oporu, apelując o brak strachu wobec pejoratywnych nazw-epitetów. Jak pisze: określenia torys, sufrażystka, czy impresjonista początkowo były obelgami, które zostały przechwycone. Ta subwersywna metoda buntu na poziomie języka jest wciąż wykorzystywana we współczesnej performatyce protestu, przykładem są niedawne Marsze Szmat, projekt „Lewacka Szmata”, czy też robiące karierę sformułowanie „spacerowicze” w kontekście lipcowych protestów. Kolejną stawką jest rozgrywka pomiędzy populizmem a elitaryzmem. W polskiej rzeczywistości politycznej powołanie się przez rządzących na vox populi jest usprawiedliwieniem wszelkich działań. Poczucie wszechwładzy i bezkarności wzmacniają korzystne sondaże. Kontestator w tej sytuacji, w zgodzie z instrukcjami Hitchensa, nie powinien bać się oskarżeń o elitaryzm, czy niezgodność z tak zwaną „opinią społeczną”. Opinia ta nie jest wyrocznią, ale stawką, o którą toczy się gra w demokracji, a rządzący mają najlepsze narzędzia, żeby ją kształtować.

Książkę Hitchensa przesiąka przekonanie o możliwości kształtowania własnej historii. Choć jego wiara w wybitne jednostki i indywidualizm jest wyraźna, to jest to książka ewidentnie popularyzatorska, nieprzesadnie erudycyjna, napisana zaskakująco prostym językiem. Nie był to dla mnie zrozumiały zabieg, dopóki nie natrafiłem na wstęp do „Hołdu dla Katalonii” Georga Orwella, który popełnił Hitchens. Charakteryzując autora „Folwarku Zwierzęcego” przytacza cytat następującej treści: „Jeśli pytam, kim on jest i co reprezentuje, odpowiedź brzmi: człowiekiem, którego zaleta polega na tym, że nie jest geniuszem, że walczy ze światem jedynie własną bezpośrednią, niedającą się zwieść inteligencją i że ma szacunek dla swych możliwości. Nie jest geniuszem – co za ulga! I jaka zachęta. Przekazuje nam, że to, co zrobił, zrobić mógłby każdy z nas”. Buntowniku, mój drogi X,  just do it yourself.

Christopher Hitchens
„Listy do młodego kontestatora”, tłum. Dariusz Żukowski, Wydawnictwo Karakter, Kraków 2017, 176 stron.

Gniewko Wycichowski-Kuchta
ur. 1995, student filozofii i prawa w Kolegium MISH Uniwersytetu Warszawskiego. Zajmuje się polską i amerykańską prozą. Mieszka w Warszawie. W „Małym Formacie” pisze i odpowiada za sprawy administracyjne.

Christopher Hitchens
„Listy do młodego kontestatora”, tłum. Dariusz Żukowski, Wydawnictwo Karakter, Kraków 2017, 176 stron.

POPRZEDNI

recenzja  

Do nieba tak, ale tylko z naszymi ruinami

— Igor Piotrowski

NASTĘPNY

varia poezja  

Pogo głosek

— Robert Rybicki