Życie opiera się nie na prawdzie, lecz kłamstwie – ot, taka tajemnica poliszynela, która, zwerbalizowana, popada w banał równie szybko jak szybko zaczynają działać na zbiorową nieświadomość fake newsy, narracja hejtu czy kreowanie strachu. To, jak głęboko jest w nas – istotach społecznych, ale też indywidualnych – potrzeba oszukiwania samych siebie, można omówić z wykorzystaniem bardzo wielu narzędzi, które jednak, mimo swojej scjentystycznej precyzji, w żaden sposób nie wpływają na rzeczywistość. Potrzeba kłamstwa jako narracji przesłaniającej prawdę jest, według „Nieznanej terrorystki” Richarda Flanagana, jednym z dwóch fundamentów naszej cywilizacji. Drugim pozostaje stary, dobry kozioł ofiarny (częściej jednak młody; starość daje dzisiaj w rytuale ofiarowania niejaką przewagę).
Chcąc nadać tej recenzji względnie uniwersalny charakter – to znaczy zrobić z niej recenzję spoiler-free – muszę i tak wspomnieć w paru słowach, o jakiej historii mówimy. Bohaterką powieści jest Doll, mieszkająca w Sydney młoda dziewczyna, która zarabia na życie jako tancerka erotyczna. Wskutek niefortunnego pojawienia się w złym miejscu i czasie, niewyraźnej fotografii i jeszcze bardziej niewyraźnej przeszłości, zostaje oskarżona w mediach o współudział w zamachu terrorystycznym. W tle: medialna nagonka, codzienność pracownic i pracowników branży erotycznej, tętniące życiem i seksem Sydney i, rzecz jasna, indywidualna przeszłość, w której odbija się historia całej wspólnoty.
„Nieznana terrorystka” jest wyjątkową powieścią w twórczości Flanagana z kilku względów. Po pierwsze, jej akcja rozgrywa się w Sydney, które stosunkowo rzadko odwiedzają bohaterowie innych powieści tasmańskiego autora. Metropolitalna przestrzeń jest oczywiście potrzebna do przedstawienia stanu zagrożenia terrorystycznego, niemniej można odnieść wrażenie, że Flanagan nie czuje się – jako autor – w tej przestrzeni najlepiej; o tym jednak później. Po drugie, sprawdzona w innych powieściach strategia szatkowania czasu została w tym wypadku zamieniona na ścisłe następstwo czasowe: żadnych skoków w historię, niewielkie retrospekcje i, przede wszystkim, czas wybitnie współczesny, aktualny, globalny. Po trzecie, „Nieznana terrorystka” jest powieścią sensacyjną i kto wie, czy gdyby jej autorem był ktoś inny, niż nagrodzony Bookerem Richard Flanagan, nie zostałaby potraktowana jako tylko powieść sensacyjna. Piszę tu o własnej perspektywie, gdyż według chronologii wydań angielskich „Nieznana terrorystka” ukazała się po „Williama Goulda księdze ryb”, a przed „Pragnieniem” – i w kontekście tych dwóch powieści warto na nią patrzeć.
Kto wie, czy gdyby autorem »Nieznanej terrorystki« był ktoś inny niż Richard Flanagan, nie zostałaby potraktowana jako tylko powieść sensacyjna
Wróćmy jednak na moment do tego niebezpiecznego momentu – zyskiwania przez powieść sensacyjną tak zwanej głębi poprzez takie, a nie inne nazwisko autora na okładce. Nie jest to rzecz jasna ani nowy problem, ani nowa refleksja (vide choćby „Świat w płomieniach” Siri Hustvedt). Można ją jednak dość zgrabnie odwrócić, możliwe są bowiem dwa podejścia: podejście do gatunku, jakim jest powieść Richarda Flanagana i zorientowanie się, że ma się do czynienia z powieścią sensacyjną, albo odwrotne – podejście do gatunku, jakim jest powieść sensacyjna i zorientowanie się, że ma się do czynienia z powieścią Richarda Flanagana. W obu wypadkach czeka nas zaskoczenie, i to zaskoczenie raczej pozytywne: jest to bowiem jednocześnie dobra powieść sensacyjna i dobra powieść Richarda Flanagana (na pytanie, dlaczego powieść sensacyjna nie miała by być dobra poza swoją sensacyjnością, odpowiem asekurancko – dlatego, że nie tego się od niej najczęściej oczekuje).
Sensacyjność „Nieznanej terrorystki” jest jednak o wiele mniej problematyczną cechą genologiczną, niż jej inna cecha: stara dobra tendencyjność. Oczywiście, wszelkie cudzysłowy, przypisy i inne obostrzenia, chroniące przed nadużyciami, są w tym miejscu wskazane, ale, podobnie jak w późniejszym chronologicznie „Pragnieniu”, Flanagan proponuje pewną tezę, która jest eksponowana przez większość powieści. Słusznie i trafnie dostrzega bowiem niebezpieczeństwo, jakie płynie z przekazu medialnego: tworzenia narracji, która przykryje prawdę. Jeden z bohaterów „Nieznanej terrorystki” formułuję taką kwestię: „Ludzie chcą podniecających iluzji, nic innego. Znajdź coś w tym rodzaju, przypraw taką historię paroma szczyptami strachu i sprośności, i masz żyłę złota”. Pomińmy już wyświechtaną formułę rozmowy dwojga dorosłych mężczyzn, którzy objaśniają świat złotymi sentencjami; Flanagan mówi wprost, czego faktycznie potrzebujemy. Tylko zaraz. „Nieznana terrorystka” to powieść o tancerce erotycznej, która jest ścigana za terroryzm. Czy nie jest to przypadkiem dokładnie ten sam mechanizm konsumpcji „podniecających iluzji”?
Tendencyjność, która bywała nieznośna w „Pragnieniu”, w „Nieznanej terrorystce” może więc być określona jako metatendencyjna; nie ma bowiem tutaj wzorca dobrego i złego zachowania, bardziej czytelniczki i czytelnicy mają do czynienia z naturalistyczną potrzebą sensacji. Problem jest, oczywiście, złożony: nie tylko o sprośność i strach tu chodzi, ale też o łatwe oskarżenie, medialną nagonkę, fabrykowanie dowodów, szukanie uzasadnień. Wisienką na torcie jest w powieści motyw tworzenia psychologicznego portretu na odległość (skądinąd częsta strategia – diagnozowanie chorób i traum u osób publicznych znamy przecież doskonale choćby z komentarzy na portalach informacyjnych), który zgrabnie łączy motywacje stojące za wyborem kariery tancerki erotycznej z fascynacją islamskim terroryzmem. Mamy oprócz tego klasyczną autorefleksję: oskarżona i obrzucana błotem Doll wspomina, jak sama obrzuciła błotem kobietę w burce, powraca myślami do czasu, kiedy to przekaz medialny był nie o niej, a – do niej:
– Powinni skurwieli zastrzelić.
Doll przypomniała sobie, że użyła niemal dokładnie tych samych słów niespełna dwadzieścia cztery godziny wcześniej. Czy ona też nie pokręciła głową w taki sam sposób, kiedy przypadkiem przeczytała ów niepokojący nagłówek? Tyle tylko, że ten facet skazuje teraz Tariqa i ją!
Albo:
– Człowiekowi można odebrać wszystko (…). Zmyślają różne rzeczy, biorą jakiś niewinny epizod z twojego życia i twierdzą, że to dowodzi, że jesteś winna, czyli biorą prawdę i zmieniają ją w kłamstwo. Jak można robić coś takiego? Na przykład dzisiaj na przystani jeden facet czyta o mnie te różne łgarstwa w gazecie, kręci głową i wiesza na mnie psy. Wiedziałam, że wierzył w to, co napisali, bo do wczoraj byłam taka jak on. Robiłam swoje i czekałam nie wiadomo na co, a przy okazji łykałam całe to gówno, które czytałam w gazetach i o którym słyszałam w mediach, a potem po prostu je z siebie wyrzygiwałam.
A może właśnie tak trzeba? Dopiero znalezienie się po drugiej stronie medialnej barykady wyrywa człowieka z letargu? Cóż, zgoda – tyle że takie przestawienie paradygmatu nie jest w prozie niczym intrygującym, nuży, motywuje tylko do pokiwania głową i przewrócenia strony. Doskonałym przykładem zniuansowania problemu, którego oczekuję, jest sposób przedstawienia XIX-wiecznej Australii w „Williama Goulda księdze ryb”, tak bardzo odmienny od tendencyjnego „Pragnienia”: oczywiście, postmodernistyczna powieść pozwala na więcej niż sensacyjna czy historyczna, quasi-walterscottowska. Nieoczywistość wątków, ontologiczne i aksjologiczne rozchwianie narracji, zapośredniczenie, intertekstualność – to strategie, rzecz jasna, efektowne, niemniej pozwalające na interpretację. W przypadku tendencyjności interpretacja zamieniona jest na cios w głowę obuchem z wyrytym napisem „w takim to świecie żyjemy”.
Znalezienie się po drugiej stronie medialnej barykady wyrywa człowieka z letargu? Zgoda – tyle że takie przestawienie paradygmatu nie jest w prozie niczym intrygującym
Ale jeszcze raz, uparcie: może właśnie tak trzeba? „Nieznana terrorystka” ukazuje się w polskim przekładzie w 2018 roku, 12 lat po ukazaniu się angielskiego oryginału. W ostatniej dekadzie terroryzm islamski znacząco wpłynął na funkcjonowanie społeczeństw zachodnich: 11 września i późniejsze zamachy w Madrycie i Londynie na stałe zmieniły postrzeganie zagrożeń, jednocześnie stygmatyzując miliony uchodźców z Bliskiego Wschodu. Sydney z „Nieznanej terrorystki” to Sydney pamiętające 11 września, ale jednocześnie wielokulturowe i względnie bezpieczne miasto.
To jednak nie terroryzm, ale kreowanie terroryzmu jest przedmiotem tej powieści i zarazem krytyki. Flanagan proponuje, za pośrednictwem Doll, następującą wykładnię:
Ludzie lubią strach. Wszyscy chcemy się bać, chcemy, żeby ktoś nam mówił, jak żyć, z kim się pieprzyć, dlaczego powinniśmy robić to albo myśleć tamto. To jest robota diabła. Dlatego jestem dla nich ważna, Wilder, bo jeśli możesz stworzyć terrorystę, to dajesz ludziom diabła. A media go potrzebują. To moja rola. Kumasz?
I może z tego względu „Nieznana terrorystka” jest powieścią ważną: w thrillerowo-sensacyjnym opakowaniu zawiera tezy, z którymi nie sposób się nie zgodzić, a które dla kogoś być może będą odkrywczymi spostrzeżeniami. Na to można zawsze liczyć, nawet jeśli ta pozytywistyczna nadzieja jest złudna. Flanagan nie pozostawia bowiem wątpliwości: narracja medialna jest nie do ruszenia, bo u jej podłoża leży nie rzetelne informowanie, ale kreowanie rzeczywistości pełnej napięć, emocji i antagonizmów. Choć odnoszę nieodparte wrażenie, że „Nieznana terrorystka” wcale od takiego drążenia podstawowych ludzkich instynktów nie jest wolna, stanowi, jako powieść Richarda Flanagana, dobry punkt wyjścia dalej, próby przełamania letargu, w którym znajdujemy się jako odbiorcy tworzonego poza nami przekazu.
Richard Flanagan
"Nieznana terrorystka", Wydawnictwo Literackie, Kraków 2018, s. 332.
ur. 1994, pochodzi ze skalnego Podhala. Publikował i debatował na stronach Biura Literackiego: w „Przystani” i „biBLiotece”. Sekretarz redakcji Kwartalnika Literackiego KONTENT. Kociarz. Mieszka w Krakowie.